Witaaajcie, kochani czytelnicy!
Prawie bym zapomniała, naprawdę! O mały włos ominęłabym 31 grudnia i związane z nim wdarzenie. Nie chodzi mi oczywiście o ostatni dzień roku, bo o tym zapomnieć się nie da, chybaaa. Myślałam raczej o (chwila napięcia)... Albo nie. Zachowam się perfidnie i niczym kat-zawodowiec, albo jeszcze gorzej - wciskacze reklam, powiem Wam o co mi chodzi dopiero po krótkiej anegdotce. Nie psujcie mi zabawy i nie domyślajcie się niczego, proszę. I udajcie zainteresowanie, więcej nie wymagam. Dobrze, dobrze, przestaję, bo ktoś jeszcze udusi mnie wirtualnymi rękami, które nagle wyłonią się z płaskiego ekranu. No i gadam o niczym! To jest jedna z rzeczy, które lubię najbardziej, jednakże nie chcę żebyście wyzionęli ducha nad klawiaturami, więc biorę się w garść i prezentuję Wam tą nieszczęsną anegdotkę...
Wyobraźcie sobie moje miasto, lekko szarawy śnieg, szarawe niebo, zielony dziesięciopiętrowiec, przyprószone zamarzniętą wodą ulicę. Pani Ziuta zmierza oblodzonym chodnikiem do klatki schodowej, trzyma smycz, na której prowadzi... czarno-brązowego psa. Pies ten jest chudziutki, średniej wielkości, o łagodnym usposobieniu. Wyjątek stanowią sytuacje w których spotyka mojego psa. A ja właśnie z tym moim psem stoję sobie w odległości pięciu metrów od klatki schodowej. dam, dam, daaam! Pani Ziuta spogląda na mnie, na Maksia, na mnie na Maksia. Wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia. Cofam się kilka kroków, Maksiu wyszczerza zębiska, pies pani Ziuty ujada. I zaczyna się. Kobieta nawet nie zdąża wpisać kodu otwierającego drzwi, Maksiu jest szybszy. wyrywa mi się z rąk za sprawą rękawiczek i pędzi na łeb, na szyję w stronę wroga, a wróg pokazuje białe zębiska. Biegnę jak szalona, mały kuzyn piszczy, psy złączają się w jeden, warczący kłębek. Pani Ziuta bezradnie stoi przyklejona do drzwi. Udaje mi się! Psy oddziela moja skromna teraz już obśliniona postać. Uciekam z Maksiem z dala od sąsiadki i jej pupilka,którzy zatapiają się w czeluściach bloku. Uf... Na moim kciuki widnieje rana. dam, dam, daaaam! Ech...tak to już jest z tym moim zwierzakiem, niby chce mnie bronić, ale zazwyczaj ja na tym wychodzę najgorzej!
No dobrze, to już wcisnęłam Wam ładny zapychacz i mogę przejść do sedna sprawy, jeeej!
Trzydziestego pierwszego grudnia 2012 roku na moim blogu pojawił się...pierwszy post, co oznacza, że dzisiaj mamy drugą rocznicę! Bardzo, bardzo dziękuję Wam, że wytrzymaliście ze mną ten rok, że czytaliście to, czego moim zdaniem czytać się nie da, jesteście zadziwiający! :D 2014 rok mogę zaliczyć do jednych z dziwniejszych roków blogowania, bo w sumie opuściłam Was na pół roku, ale możemy to przemilczeć, prawda? Powiedzmy, że wytrwałam do końca! Jakbym mogła uściskałabym Was cieplutko, ale ogranicza mnie ekran. W każdym razie wiedzcie, że uśmiecham się teraz do Was, a przynajmniej robiłam tak, pisząc tego posta :) Zdmuchnijmy razem wirtualne świeczki! Tfuuuu! I naplułam na ekran,..
Wasze blogi są przegenialne i cieszę się, że nie włączacie blokad dla osobników stasiowego pokroju. Uwielbiam je czytać, macie strasznie dużo dziwacznch pomysłów, co mnie ciągle zadziwia i wprawia w zakłopotanie. Wariatka cudem jeszcze funkcjonuje!
Dziękuję Wam, dziękuję, dziękuję, dziękuję! Dzisiaj pewien pan niespodziewanie ukłonił mi się i zdjął kapelusik ze słowami "dzień dobry, kłaniam się nisko". Może i on w jakiś mistyczny sposób wiedział o tym skromniutkim święcie? Ja też, tak jak i ten genialny człowiek, kłaniam się Wam. Zanim jednak skończę, a Wy jak po apelach monologującego dyrektora, wybiegniecie z krzykiem za drzwi, przedstawię Wam wyniki, które znalazłam w skrzypiącej, zakurzonej szufladzie kredensu Radosnej Wariatki. Ekhm, ekhm...
190 komentarzy (czyli o 60 mniej niż w tamtym roku, hm....)
19 obserwatorów (o 10 więcej!!!)
6 336 wyświetleń
28 postów (Tutaj poległam! w 2013 było ich 105. Tego czego powinno być najwięcej było tak malutko)
Średnio 9 komentarzy na posta ^^
Teraz pozostaje mi tylko życzyć Wam Szczęśliwego Nowego Roku! Żebyście 2015 rok przetrwali z uśmiechem i radością!
Pozdrawiam serdecznie: Stasia