Ale mnie tu długo nie było! Możecie mnie już powiesić, zastrzelić - do wyboru do koloru. Ale jako winna mam prawo się obronić, więc... to wszystko przez komputer! Wyłącza mi się, nie mogę pisać, chodzić po internecie, a co za tym idzie prowadzić bloga. Teraz jest chyba w porządku, ale kto to tam wie...
Widziałam ostatnio dzieci. Ale nie to jest dziwne. Dzieci, a raczej jedno z nich trzymało w łapkach zardzewiały nóż... Jak się dowiedziałam znalazły go. Wcale nie podsłuchiwałam, nieeee. Ale do rzeczy. Dzieci (8 lat?) chodziły po osiedlu z niebezpiecznym narzędziem. A ja? Stałam i zastanawiałam się "upomnieć, nie upomnieć, upomnieć, nie upomnieć"... W efekcie wyszłam w tych dziecięcych oczkach na podejrzanego osobnika. No bo się na te dzieci gapiłam, powiem więcej: szłam za nimi... Ups. Tak więc zawstydzona poszłam sobie. Jaki ten świat jest straszny! Może przez zawstydzona Stasię, te dzieci... no nie wiem... Zrobiły sobie krzywdę? Albo spodobało im się bawienie nożem, zostaną bandytami atakującymi przechodniów?! Ech... pamiętajcie - upominajcie dzieci biegające z nożem. Chodż takie sytuacje chyba nie zdarzają się codziennie...
A teraz fragment mojego opowiadania. Zanudzę Was nim na śmierć, ale puki nie przyjdzie mi żaden inny pomysł do głowy jesteście skazani na Truposzkę ^^
3.
Na fiołkowym dywanie stoją trzy
postacie, jedna próbuje przybrać surową minę, druga przygląda się z
rozbawieniem tym daremnym poczynaniom, a trzecia nawet nie stara się ukryć
zniecierpliwienia. Kołysze się to w jedną stronę to w drugą, marudzi, mruczy
pod nosem niepochlebne komentarze, po czym znów zaczyna się kołysać. Truposzka
patrzy z rezygnacją na brata. Dlaczego to ona została skazana na jego
towarzystwo? Dlaczego?! To pytanie chodzi po jej głowie od najmłodszych lat, a
dokładniej – od kiedy zaczęła myśleć. Ten ADHDowiec nie może odpowiadać komuś o
trupim pokroju, a zwłaszcza jeśli ma on
niezachwianą pewność siebie, łobuzerskie spojrzenie i wiecznie szeroko otwarte
oczy pełne szczerości i niezmąconej radości. Dla takiego ADHDowca wszystko jest
śmieszne, wolne od jakichkolwiek zmartwień. A najgorsze jest to, że został
uodporniony na bazyliszkowe spojrzenie Demontorzycy i trzeba wiecznie wymyślać
nowe odstraszacze i zniechęcacze. W
dodatku buzia się takiemu nie zamyka, a zespawanie jej byłoby niehumanitarne. A
szkoda…
Niekomfortową ciszę, która panuje
w salonie, przerywa pan Jankowski z drugiego piętra i jego przyjaciel –
wiertarka. Odgrywają swój codzienny koncert grając na nerwach żonie, gdy
doliczy się kolejnej dziury w ścianie, sąsiadom i psu Tygrysowi, który chce w
spokoju zjeść swoje ciasteczko. Truposzka mogłaby przysiąc, że dom szanownego
sąsiada wygląda jak ogromne, otynkowane sitko.
Wreszcie hałas ustaje, a surowa
mina mamy zmienia się w przebiegły uśmieszek. Rodzeństwo ma złe przeczucia.
Jasiek z trybu kołysania przestawia się na obgryzanie paznokci, a Truposzka z
rosnącym zainteresowaniem patrzy na rzecz trzymaną przez mamę. Jest to niezidentyfikowany
obiekt owinięty suchą szmatką.
Mama w końcu odzywa się, a jej
głos przesiąknięty jest dumą.
-Zawiodłam się na was. Byliście
bardzo niegrzeczni.
Czy ktokolwiek mówi jeszcze tak o
czternastolatkach? Najwidoczniej, bo w ten, a
nie inny sposób wyraziła się ich rodzicielka. Truposzka nie pozmywała
naczyń, a Jasiek zapomniał wyjść z psem, choć słowo „zapomniał” nie jest tu na
miejscu. On nie chciał pamiętać. Mama patrzy z naganą na dzieci po czym odkrywa
rzecz trzymaną w dłoniach. Jest to obrazek. Przedstawia wypisz wymaluj
Truposzkę w sukience ślubnej i w białym welonie. Na jej twarzy maluje się wyraz
całkowitej rezygnacji i chęć wyparowania z tej planety na zawsze. Truposzka z
obrazu trzyma brudny wałek, z wdrapującymi się na niego robakami, a dookoła
niej piętrzą się sterty na oko śmierdzących skarpet.
Uznanie dla umiejętności
malarskich i dla spostrzegawczości mamy wzrasta w oczach Truposzki . Nikt nie
potrafiłby tak uchwycić Trupiego, męczeńskiego wyrazu twarzy.
- Za karę masz to powiesić w swoim
pokoju – rodzicielka zaczyna się śmiać, a truposza stwierdza, że jednak coś po
tej swojej mamie ma.
Drugi obrazek przedstawia dwa
pomieszczenia: toaletę i przedpokój. W toalecie przesiaduje ich pies Tygrys z
czarno-białą gazetą w łapkach i z zadowoleniem na pyszczku, a przed drzwiami toalety siedzi Jasiek, sądząc
po jego wyrazie twarzy- z nagłą potrzebą.
Truposzka na widok malunku zaczyna się śmiać,
a gdy dowiaduje się, że ów obrazek ma znaleźć się w pokoju brata prawie się
dusi z uciechy. Jasiek posyła siostrze nienawistne spojrzenie.
- A jeśli nie powieszę to co? –
mówi podejrzewając jaka będzie odpowiedź.
- Z chęcią zrobię takich więcej i
porozwieszam po całym domu.
Kto by się spodziewał, że tak
niewinnie wyglądająca osoba jak ich mama, może tak perfidnie szantażować swoje
jedyne dzieci. Gosia wzdycha i wędruje do swojego czarnego, ciemnego niczym
grobowiec pokoju. Wizja śmierci nie jest dziewczynie straszna, bo jak nie
patrzeć mieszka w czymś na wzór trumny. Czarne ściany, czarne łóżko… białe zasłony
i białe meble (tanie, ale efektowne) pokryte starannymi, czarnymi obrazkami.
Jeden z nich przypomina karykaturę braciszka uciekającego przed dwudziestoma,
wściekłymi potworami. Inny za to przedstawia tańczące kościotrupy. Większość
jednak to starannie narysowane, różnego rodzaju skrzypce. Truposzka pada na
łóżko i zastanawia się gdzie mogłaby powiesić dzieło mamy.
Wtem do pokoju wchodzi coś czego
na tym świecie nie powinno być, a mianowicie Jan w całej swej szkaradnej
okazałości.
-Siostra, pożycz dwie dychy –
szczerzy się ukazując białe, równiuteńkie zębiska.
- Nie, bo nie oddasz – Truposzka
patrzy na niego spode łba, myśląc, jakby tu tego parszywca przegonić.
- Ej no weź… Tym razem jest mi to
potrzebne. Jesteśmy rodzeństwem, a
rodzeństwo powinno się wspierać.
- Nie przyznaję się do ciebie –
Dementorka udaje, że czyta mitologię Parandowskiego.
- Yyyy! – Jasiek teatralnie
pokazuje zdziwienie i niedowierzenie – Ale, jak to!? Przecież ja tak ciebie
kochaaaaam…
Truposzka unosi się upiornym
śmiechem. Jej twarz przyjmuje kolor zupełnie dojrzałego pomidora, a brzuch
trzęsie się jakby w śmiertelnych spazmach. Dziewczyna nie może wziąć oddechu.
Krztusi się, robi się biała jak ściana, po czym znów zanosi się śmiechem.
- Jan wychodzi! – brat
naburmuszony opuszcza pokój, choć zbytnio nie zdziwiła go reakcja tego potwora,
który zwie się jego siostrą.
. . .
Co za małe nieporadne stworzonko
przemieszcza się tymi chodnikami? Takie rumiane jakieś, piegate, uśmiechnięte,
z krzywymi siekaczami, z dużymi szarymi oczętami otoczonymi długimi czarnymi
rzęsami, stworzonko z nadmiarem energii, z brakiem podzielnej uwagi, jeżeli coś
może mieć brak, i… z chwilowym mętlikiem w głowie. Patrzy przed siebie, cudem
omijając latarnie i szybko przemieszczające się obiekty chodzące. Ojej… nasze
stworzonko wpadło na obładowaną zakupami kobietę. Ale nic się na szczęście nie
stało. Przynajmniej się odmyślił - że tak powiem - ten nasz nieporadny ktoś.
Wspina się na nowiutkie wybetonowane schody, otwiera drzwi wejściowe. Biegnie
na drugie piętro, przypomina sobie numer znalezionego mieszkania. W końcu
mrużąc oczy, gestem niezdecydowania naciska biały, wydrapany dzwonek.
. . .
Origami jest sztuką cierpliwości,
skupienia, opanowania i spokoju. Myśli koncentrują się na palcach i trzymanym w
dłoniach kawałku papieru, na niczym innym. Jeśli ktoś zadzwoni do drzwi w
momencie gdy przylepiasz papierową kokardkę, do papierowej dziewczynki to masz
prawo się zdenerwować. Zwłaszcza gdy wyrwany z transu, nieumyślnie przyczepisz
kokardkę w miejsce najmniej do tego odpowiednie, substancją wysychającą w
cztery sekundy. Wtedy kipiąc ze złości, zdenerwowany podchodzisz do drzwi,
otwierasz je i mówisz:
- A ty do kogo?
Jasiu patrzy podejrzliwie na
zawarczykowaną, niepewnie uśmiechającą się dziewczynkę. Co u licha robi tu ta…
osoba?
-Ja? Znaczy się… Czy tu mieszka
Małgosia? Czy pomyliłam mieszkania? Często zdarza mi się mylić mieszkania… -
ktoś przerywający ceremonię klejenia, nie może wyglądać tak niewinnie, oj nie.
- Małgosia? No… Tak, tak mieszka
tutaj. A ty, to kto? Znaczy się kto do Gosieńki kochanej.
-Ja?
- Tak ty. – Jasiek patrzy
zdziwiony na powód swej origamowej klęski.
-Ja to Helenka… znaczy Hela. W
pełni Helena.
-To świetnie! Naprawdę się cieszę
– chłopak uśmiecha się sarkastycznie- ale co cię tu Heleno – tutaj przesadnie
podkreśla to urocze imię -kochana sprowadza, jeśli mogę wiedzieć.
-A Ty to kuzyn?
- Powiedzmy
-Acha… No ten.. Gosia to moja
koleżanka z klasy i ja przyszłam do niej żeby… pożyczyć… ten, ekhm. Zeszyt z
matmy! Właśnie, zeszyt z matmy. – Helenka patrzy zakłopotana na Jasia. Nie
spodziewała się zastać u Gosi wysokiego, wygadanego blondyna, o wyćwiczonym,
biało zębnym uśmiechu i wesołych oczkach. O nie, na pewno. Jednak Helenka, to
Helenka. Szybko przezwycięża nieśmiałość i zaczyna swój monolog – wiesz. Gosia
mówiła mi, że nie ma brata. Więc się zdziwiłam, że cię zobaczyłam, no bo… Gosia
nie ma brata. W ogóle to ona uratowała mi palca. Jest naprawdę fajna! A czy
zastałam ją w domu?
- Oj nie… niestety… Jakby ci to
powiedzieć. Małgosi już nie ma… - Jasiu zastanawia się co miało znaczyć „Gosia
nie ma brata”. Czy siostra aż tak się go wstydzi? Domyślał się, że przepisywanie
się z każdej szkoły do której chodził było lekko podejrzane, ale to co robiła…
przechodziło granice zdrowego rozsądku.
- Jak to: już jej nie ma?! Cco
się stało?! – Hela przyjmuje minę smutnego kociaka po udarze mózgu. Czy
Truposzka…
- W domu jej nie ma, oczywiście.
A wiesz co? Przypominam sobie coś. Helenka. Gosia mi dużo o Tobie opowiadała –
Jasiek przybiera jeden z najbardziej chytrych uśmieszków na jaki go stać . Oj,
on już pokaże siostrzyczce kochanej co potrafi. Widać, że osóbka, którą ma
przed sobą, nie jest materiałem na dobrą towarzyszkę Małgorzaty, więc… - mówiła,
że jesteś taka wesoła ,że fajna z ciebie koleżanka i w ogóle. Normalnie miałem
jej czasami dosyć jak tak o tobie ględziła. – Kłamstwo ma krótkie nogi,
kłamstwo nie popłaca, ale czasem…
- Serio?!- Hela otwiera szeroko
oczy. Gosia ją lubi? Ale jak to? Ta Gosia?! Czyli jednak opłacało się śledzić
koleżankę pod same drzwi jej mieszkania. Spójrzmy prawdzie w oczy, Truposzka za
Chiny nie podała by swojego adresu zamieszkania. A tutaj coś takiego!
- Oczywiście – Jasiu kładzie
teatralnie rękę na sercu. – Nawet wiem gdzie teraz się znajduje.
- A gdzie?
- W kawiarence „music cafe” jak
znam życie. To taka jej dziwna tradycja. Jak chcesz mogę cię tam zaprowadzić.
- A to daleko?
- Cztery przystanki stąd. Przy
szpitalu. Mogę z Tobą iść. I tak nie mam nic do roboty – zemsta na siostrze
należała zdecydowanie do jego ulubionych zajęć, zwłaszcza jeśli okazja by się
zemścić przychodziła mu pod same drzwi mieszkania.
- Aaaa… No nie wiem… To byłoby
dziwne.
-A tam, bzdury. Tak w ogóle na
imię mi Jan.
-Ooo… jak słodziutko. Jaś i
Małgosia – Hela kładzie swoje małe raczki na policzkach i patrzy wesoło na
Jasia od Małgosi.
- Ej… Wcale, że nie.
- Ależ tak! – Dziewczynka
wykonuje piruet – Chyba mogę się z Tobą przejść. Ale na pewno?
- Na pewno, na pewno - oj, zemsta
będzie słodka!
No to tyle :) Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet (wszystkim kobietą oczywiście ^^)
Jeeej! ^^ Ale Cię długo nie było! Fajnie, że w końcu coś napisałaś.
OdpowiedzUsuńKażdy popełnia błędy. Na przyszłość będziesz już wiedziała, że dzieci łażące po podwórku z nożem w ręce trzeba upomnieć :D Potem te dzieci mogą zamienić się w takich... wiesz. Takich dresiarzy szantażujących starsze panie... Ale kto mógłby nie zauważyć zgubienia noża?
Opowiadanie świetne :D Jak widać mama Truposzki to urodzona malarka! I jaką ma fantazję! :D Nie dziwię się, że Gosia w końcu powiesiła ten piękny obrazek w swoim pokoju...
Ja się boję co ten Jasiek zrobi Helence... Bo on jest w Twoim opowiadaniu takich czarnym charakterem... Ja się serio boję tego chłopaka!
Również wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! :D
Pozdrawiam serdecznie!
A jeśli chodzi o te Twoje 'odznaki' :D Przyszywki, które dostajemy na jakichś biwakach, zlotach, obozach, inauguracjach itd. przyszywamy na prawej kieszonce i trzymamy je przez 3 miesiące. Po 3 miesiącach odpruwamy i przyszywamy następne :D Jeśli chodzi o sprawności, to możemy sobie otworzyć kiedy tylko chcemy, zrobić kiedy tylko chcemy (znaczy zrobić zadania, które są na daną sprawność), kupić kiedy chcemy i przyszyć kiedy chcemy. Sprawności przyszywa się na lewym ramieniu, po 3 w rzędzie. Rzędów może być max. chyba 4. Sprawności zostają na naszych mundurach do końca :)
UsuńWiem, wiem, wiem- długo mnie tu nie było, nie skomentowałam, chociaż post jest od ośmiu dni. Napiszę tak, jak Ty na początku posta: możesz wybrać, czy chcesz mnie zastrzelić czy może powiesić:D
OdpowiedzUsuńNo proszę, mama Truposzki i Jaśka pokazała niezły charakterek! Powiedz mi szczerze, wymyśliłaś taki sposób karania swoich pociech, czy może naprawdę kiedyś coś takiego widziałaś? Bo ja nigdy nie widziałam aż tak pomysłowych rodziców!
Ach, no i pojawiła się nasza ukochana Helenka! Ciekawe, jaki numer wywinie jej Janek. Jak zwykle czekam na kolejną część, bo Twoje opowiadania zawsze poprawiają mi humor;)
Pozdrawiam,
Pola