Tosia dostała pokój z dziewczyną (Zenofią), która ciągle dłubała w nosie, wydawała nieprzyjemne dźwięki i chwaliła się swoimi butami. Nic gorszego- jak twierdziła, nie mogło się jej przytrafić. Na szczęście za chwilę mieli pójść do parku i mogła uwolnić się od nieznośnej koleżanki.
Kiedy szli przez czarny, ciemny korytarz z hukiem otworzyły się drzwi. Coś błysnęło na niebie, a do hallu zaczęła napływać mgła. Tajemnicza postać z roztarganymi włosami i czarnym długim płaszczu z, którego ciekła woda, przeszła przez próg. Jej wzrok zatrzymał się na małej bezbronnej Tosi. Przyśpieszyła kroku i gdy już miała ją złapać swoimi wielkimi, krogulczymi szponami, przybiegli ochroniarze. Złapali rozwścieczoną panią Sczygło.
-Puśćcie mnie! Ta dziewczyna to ona! Ona!- Uczniowie zdążyli jeszcze usłyszeć daremne krzyki bibliotekarki.
-No to chyba nie pójdziemy do parku- stwierdziła nauczycielka, a dzieci posępnie wróciły do pokoi. Za oknem szalała burza.
…
Z komisariatu policji dobiegały nieprzyjemne dźwięki. Pani Szczygło podpisywała dokumenty. Towarzyszył temu ogromny hałas. Jakby kot drapał pazurami tablicę.
Stalówka pióra przebijała się przez papier i rysowała metalowy stół. Przy szóstym bibliotekarka postanowiła pisać w miarę lekko (jak dla niej).
-Dobrze, że mamy zapas…- policjanci szeptali między sobą. W końcu wypuścili panią Szczygło, co wcale nie poprawiło jej humoru. Był wieczór, a wokoło szalała burza. Zdenerwowana bibliotekarka dreptała w swych za dużych obcasach w stronę „Szczelińca Wielkiego”- schroniska w, którym zatrzymały się dzieci.
Przed wejściem stał ochroniarz. Bibliotekarce nawet nie przeszło przez myśl, że ją wpuści. Obmyśliła plan działania. Był straszny i skąplikowany. Czy pani Szczygło ośmieli się go wykonać? Pomyślmy… no oczywiście, że tak!
Zobaczyła otwarte drzwi od zaplecza. Zazgrzytała złowieszczo zębami i zatarła ręce z zadowolenia. Weszła. Znalazła się w kuchni. Przez przypadek (a może nie) kichnęła na talerz z mięsem, idąc dalej znów przez przypadek (a może nie) wrzuciła obsmarkaną chusteczkę do garnka z zupą.
-rozpuści się- mruknęła. Nagle przed nią jak z pod ziemi wyrósł kucharz. Chyba był nowy, bo uwierzył, że przemoknięta do suchej nitki z roztarganymi włosami pani pracuje tutaj.
-czy przygotowaliście dla mnie… yyy... Stek? –interweniowała.
Kucharz podał jej stek ten, na który kichnęła i zupę tą z chusteczką. Spiorunowała go wzrokiem i odchodząc wyrzuciła talerze. Teraz wystarczyło odnaleźć pokój Tosi.
. . .
Mam pytanko... Jak zwykle zresztą. Czy nadal interesują Was losy Tosi i pani Sczygło? Ostatnio zauważyłam, że prawie nikt tego nie wyświetla więc nie wiem czy warto. Pozatym kiedy czytam w komentarzach, że ktoś chce czytać moje posty odrazu chce mi się pisać... Więc... PISZCIE! :)
Pisz! Koniecznie!
OdpowiedzUsuńJasne! pisz!
OdpowiedzUsuń