.navbar { display:none; }

sobota, 8 lutego 2014

Opowiadanie

To moje pierwsze, w miarę poważne opowiadanie na tym blogu. Tak naprawdę to tylko kawałek tego opowiadania, ale no... chcę po prostu wiedzieć co o nim sądzicie. Włożyłam w nie swoje małe serduszko więc, no. Jakby się Wam chciało przeczytać to gorąco zachęcam! Jakie ja potrafię robić głupie błędy "estetycznie rozpadające się", albo "rechotając". Nie wspominając o przecinkach. Moja siostra się prawie załamała. Nie przeciągając oto moje opowiadanie bez nazwy (postaram się jakąś wymyślić)

Gosia jest jednym z tych osobników do których nikt się nie zbliża, bo wieje od nich antypatią. Żeby tylko dlatego! Unikają jej jak ognia, przez to mordercze – ona przynajmniej nigdy nie widziała w nim czegoś aż tak strasznego, ale niech będzie –przez to mordercze spojrzenie spode łba, wnikające w ludzkie umysły i wywołujące w nich wstrząsy emocjonalne, lub w gorszych przypadkach przewlekłe choroby psychiczne.  Nie łatwo jest dojść do tak wysokiego poziomu bazyliszkowatego spojrzenia w ciągu kilkunastu lat, ale rodzeństwo zawsze było najlepszym materiałem na króliki doświadczalne – od kołyski. Do tego te jej wręcz białe włosy, z dwoma czarnymi pasemkami i grzywka równo przycięta, wpadająca do oczu. O nie, nie – toż to diabeł nie dziecko! I czarne ubranie. Zupełnie. Bluza z kapturem, spodnie i trampki, rozpadające się – dla efektu. I koleguj się tu z takim potworem, który przy pierwszej okazji wyssie z ciebie calutką krew. Toż to trzeba mieć nie po kolei w głowie, jak ta tutaj. Możliwe, że ludzie celowo próbują wymazać sobie ten wybryk natury z pamięci, bo koszmarów to nikt nie lubi. To by wiele wyjaśniało, np.  te sklerotyczne objawy , w których nikt nie może sobie przypomnieć tego prostego imienia - Gosia.

Tomek śpi w najlepsze nawet nie próbując tego ukryć. Głowę położył na zeszycie, by już po chwili oddalić się od tego nudnego matematycznego świata. Gosia z zainteresowaniem patrzy na jego tłustą grzywkę przylepioną do czoła, zgadując, jak długo nie miała kontaktu z szamponem. Może tydzień, albo dziewięć dni… Błyszczy bardziej od niejednej szanującej się łysiny.  Kilka białych, papierowych kulek ląduje na tym jednym, wielkim, tłustym strąku. Baran siedzący w drugiej ławce od końca śmieje się w najlepsze, ładując kolejny obśliniony pocisk do słomki. Jego towarzysze rechoczą jak żabi chórek, dorzucając od czasu do czasu jakiś „suchar”, zyskując tym samym aprobatę wśród kolegów. Gosia uśmiecha się pod nosem. Dla każdego ta sytuacja jest zabawna inaczej. Zanim Baran porządnie dmuchnie w swoją armatę, w klasie rozlega się dziewczęcy pisk. Każda para oczu zwraca się w stronę tego niesamowicie wysokiego dźwięku, który przebiłby same „Eurydyki”, jeśli chodzi o wysokość. Zosia blada jak trup (wytarzany w mące), patrzy na Helenkę. Z palca wskazującego cieknie jej ciemnoczerwony płyn. Krew. Ciepła stróżka kapie na zeszyt, wcześniej przebijając się przez biały plaster. Hela lekko drżącym, wysokim głosikiem pyta pana, czy może iść do higienistki. Gosię to irytuje – i po co ta zbędna grzeczność? Niech pędzi do tej higienistki, bo jeszcze jej koleżanka z ławki padnie trupem.  Swoją drogą jak można aż tak bać się tego magicznego, intrygującego płynu?
- Ale prosz pana… - Mały Kacperek, który bardzo często gości w gabinecie medycznym podnosi swoją kruchą rączkę do góry – w poniedziałki higienistki nie ma… A zdaje się… dzisiaj jest poniedziałek.

- To zupełnie bez sensu! – mówi nauczyciel marszcząc swoje krzaczaste brwi – to zupełnie bez sensu. Musi być jakieś rozwiązanie! Może ma ktoś z Was plastry?

Plastry? Kto normalny nosi do szkoły… plastry? Może jeszcze wodę utlenioną i bandaże? Albo całą apteczkę! Baran już nie wytrzymuje, śmieje się na całego aż mu się te jego ciemne loczki kołyszą. Potem wszyscy wybuchają śmiechem. Matematyk stoi bezradnie na środku klasy, a z palca Helenki ciągle płynie krew. Dziwny to widok. To zazwyczaj Helenka śmieje się ze wszystkiego – dosłownie. Wszystko widzi w radosnych kolorach, a teraz, jakoś mniej. Jej okrągła, piegowata buzia zastygła w wyrazie osłupienia. Oprócz Heli nie śmieje się Zosia i rzecz jasna Gosia. Gosia ma swoje chore poczucie humoru. Teraz tylko uśmiecha się chytrze. W końcu wstaje. Schyla się i wyjmuje nożyczki oraz niebieskie pudełko z plecaka. Jej ciemna, wysoka postać unosi się nad głowami roześmianych uczniaków. W końcu ktoś zauważa srebrne narzędzie w rękach tego… zbira, krzyczy: „Chyba nie chcesz odciąć jej palca!”

Ale Gosia słysząc to poszerza swój złowrogi uśmiech. Koledzy patrzą na nią z przerażeniem.

- Małgosiu to nie najlepszy pomysł- mówi lekko zaniepokojony matematyk.
- Helenka – Gosia nie przejmując się niczym, ani tym bardziej nikim podchodzi do zdziwionej krwawiącej koleżanki.
- Taaaak? Nie chcesz mi obciąć palca co nie? To by było nierozsądne i w…
- Nie. Mam plastry. – mówi to swoim spokojnym upiornym głosem.
-Co?! Ale, ale skąd Ty masz plastry w, w plecaku?
- Pewnie owija nimi swoje ofiary – śmieje się Baran.
- Chcesz się przekonać?- Gosia razi go swoim ponurym, bazyliszkowym spojrzeniem, chłopak momentalnie traci pewność siebie.
Klasa chichocze, a jakże by inaczej?
- Wiedziałem, że ktoś ma plastry – mówi dumny z siebie matematyk. – Idźcie dziewczynki do łazienki. Dzieci uspokójcie się.

Gosia z ponurym uśmiechem na twarzy wyprowadza zaniepokojoną Helenkę. Idą w ciszy korytarzem. Nie, nie, pomyłka. Idą niecałe pięć sekund w ciszy.
- Czyli, że… odkrwawisz mi palca? – Helenka uśmiecha się szczerze – wiedziałam, że nie utniesz mi tego palca, chyba… A w ogóle dlaczego nosisz plastry w plecaku, czy to normalne… nie chyba nie. W ogóle jesteś dziwna, no ale fajnie, że masz te plastry. Życie mi ratujesz! Już mnie ten palec okropnie boli. Dlaczego nic nie mówisz? Wiesz, nie lubię krwi. Raz jak takiej jednej cioci krwawił palec, hehe, śmieszne, mi też teraz krwawi palec, no więc jak jej…
- Śmierć ci niszczę – Gosia patrzy w dal dzierżąc w dłoni nożyczki. Helenka to jakiś wybryk natury. Powinna mieć w zestawie kluczyk do zamykania buzi. Po co mówić tak dużo skoro można mówić… mało? Gadatliwi ludzie są dosyć denerwujący.
-Miło, że jesteś człowiekiem – oznajmia Helenka gdy wchodzą do łazienki.
Gosia przypatruje jej się uważnie. Ta uwaga trochę zbiła ją z tropu. W ogóle nie rozumie tej dziewczyny, ciągle się uśmiecha, gdyby ją mordowali też by się uśmiechała „miło, że jesteś człowiekiem”… A co nie wyglądam? – zastanawia się Gosia.  No nic, nie ważne, teraz będzie mogła zamoczyć swoje palce w czyjejś krwi…
- Dlaczego się uśmiechasz, gdy patrzysz na krew?! – Hela patrzy na koleżankę z przerażeniem. – Wiesz co, może ja ten, tego… przemyję sobie tę ranę sama? Albo nie, lepiej nie. Tylko się tak nie patrz, to upiorne. No weź, przestań!
Mimo to Gosia podczas procesu tamowania ani na chwile nie zdejmuje z twarzy tego swojego upiornego uśmiechu. Przemywanie ran było jej jednym z ulubionych zajęć.
- Dzięki – Helenka patrzy na świeży plaster na swoim palcu – jesteś wielka. Ja bym w życiu nikomu nie tamowała krwi (mówi się tamować krew?) NIKOMU! A tak w ogóle to masz rodzeństwo? Ja niestety nie mam… Jejku. Może dlatego nie lubię krwi? Podobno rodzeństwo dużo się ze sobą bije…. To masz rodzeństwo?
„Mam” myśli Gosia
- Nie mam – odpowiada. A przynajmniej nie chce mieć. 

No i co? Znaczy co myślicie? Krytykujcie ile wlezie! ^^ Obawiam się jednak, że filozofii Helenki nie zrozumiecie. Znaczy tej jej paplaniny. 

Pozdrawiam serdecznie: Stasia 

7 komentarzy:

  1. Jakie genialne XD Od początku strasznie rozśmieszyła mnie postać Gosi. Chyba po prostu jestem dziwna. Biedna Helenka! Jest taka jak mój brat: rozgadana na maksa i nie znosi widoku krwi.Tata obcinał kiedyś małej Reni paznokcie i niechcący przytrzasnął kawałek palca. No i zaczęła lecieć krew. Oczywiście Renia zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć, ale kiedy zobaczył to mój brat... To była jakaś masakra! Wrzasnął na cały głos, a potem rozpłakał się i pobiegł do mamy...
    Ja osobiście nie znam nikogo, kto nosiłby w plecaku plastry. Ale po co ta Gosia miała je w szkole? Przedstawiasz bardzo fajną postać, taką mroooczną. Znaczy ja odnoszę takie wrażenie. No, w każdym razie czekam na następną część opowiadanka :) Bo opublikujesz ją, prawda?
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Nie wiem, czy mnie kojarzysz, ale zapewniam, że kiedyś tu byłam. Nie przedłużając... To jest świetne. To jest bardzo świetne. Gosia wampajr-got, lubi krew i gdy ludzie cierpią. Tak, lubię tą Gosię. xd Oczywiście teraz jestem zobowiązana poprosić o więcej Twoich opowiadań. :]

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne! Gosia wampir... już ją lubię! A krew to bardzo ciekawa substancja;D czekam na więcej i pisz w tempie presto!!!
    L

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie jest takie... Jajcarskie. Masz zwroty typu "toż to" i inne takie, które powodują, że nieźle się uśmiałam. Ja tam polubiłam Helenkę. Też jestem niezłą gadułą, ale chyba aż taką to nie. Gosia to też ciekawa postać;)
    Wyłapałam trochę błędów stylistycznych, ale poza tym to wszystko jest dobrze! Nie będę krytykować ile wlezie, bo nie mam czego!
    Ale czy to już koniec opowiadania? Będą jakieś kolejne części, czy to już koniec? Jeśli to drugie, no to nieźle się rozczaruję... Bo chciałabym się dowiedzieć więcej!
    Pozdrawiam,
    Pola

    OdpowiedzUsuń
  5. Czas teraźniejszy, w którym wszystko piszesz, chwilami prowadzi do lekkiego mętliku w głowie czytelnika... Nie, żeby to była wada, ale czas teraźniejszy jest trudny i trzeba bardzo starannie sie go pilnować. Trzymać w klatce umysłu i nie wypuszczać nawet na spacerniak. Filuj na drania!
    No nie, Gosia jest zjawiskowa, a już na pewno jej poczucie humoru. Musi mieć niezłą sławę w klasie, skoro wszyscy cierpną, widząc ja z nożyczkami w dłoni...
    Helenkę rozumiem aż za dobrze- mam troche doswiadczenia z tym gatnkiem ludzi... I trochę doswiadczenia z odkryciami typu "To ty też jesteś człowiekiem, Hipis?"
    Ach, ta atmosfera młodszych klas... Już prawie zapomniałam, jak to było, gdy pół klasy chorowało na raz na głupawkę. Ciekawe czasy.
    Nie słyszałam jeszcze zwrotu "tamować komuś krew", raczej mówi się "tamować krwotok", ale od Helenki nie wymagam takiej wiedzy ;)
    Ogólnie, jasne, że mi sie podoba. No weź, jak TY byś mogła napisać coś złego? Nudnego? Banalnego? To sie samo z siebie wyklucza!
    Zdrówko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czterech chłopaków to stan jak najbardziej realny, do mojej klasy chodzi trzech, ale jednego dałam sobie bonusowo, aby mi pasowało dwóch na dwóch, to jeszcze będzie ważne :) Oj, będzie to długie opowiadanie, mam masę wątków do zakończenia... A rola Aleksi wcale się jeszcze nie skończyła...

      Usuń
  6. A bo to ja nie znam takich Helenek... Szkoda mi trochę tego imienia, bardzo je lubię, ale cóż. Zresztą nie twierdzę że paplanie bez sensu i ubieranie się na kolorowo jest wadą, gdzież tam, jestem bardzo tolerancyjna... Ale sto razy bardziej podoba mi się postawa Gosi (musi mieć jakieś mroczne przezwisko, to niemożliwe żeby taka istota myślała o sobie: Gosia!) Jej portret psychologiczny jest świetny, zwłaszcza z nożyczkami w ręku. Nóż też byłby dobry, ale nożyczki to po szkolnemu :)
    Ogólnie (wcielając się na chwilę w rolę starej baby :D) ja w twoim wieku pisałam sto razy gorzej :D

    Co do twojego komentarza: ci ludzie istnieją, ale właściwie tylko trochę. Nie do końca. Basia zna się z Maćkiem, ale są w stosunkach raczej pracownik- szef. Kevin to postać która czasami przemyka Basi przed oczami w realnym świecie, musiałam mu sama dodać i charakter i wygląd. Jak i Bigos to osoby wymyślone w całości przeze mnie, a szkoda :)
    A rysuję... Na laptopie, czyli tym tajczpadem czy jak to się nazywa... Taka płytka na obudowie laptopa. Więc wszystkie te obrazki powstały z użyciem li i jedynie wskazującego palca :D Profesjonalni graficy by mnie zamordowali za to, to baardzo zły sposób rysowania, ale nie mam myszki. I jakoś idzie.

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już przeczytałeś posta to migiem go skomentuj!
A jeśli już to zrobiłeś to z góry dziękuję! :)
Nie mam nic przeciwko spamom. Tylko muszą być to porządne spamiki, to jest komentarz plus reklama bloga.
Pozdrawiam Sia Siaa :-)