.navbar { display:none; }

piątek, 27 czerwca 2014

Koniec roku szkolnego i Truposzka!!!

To już koniec roku szkolnego! Jak co roku, nie mogę się do tego przyzwyczaić. Czy to możliwe? Dwa miesiące czystego lenistwa? Przecież to... takie nienaturalne! I co ja zrobię z tym wolnym czasem? Na pewno zamęczę Was postami :D Haha! Przygotujcie się na to, nie będzie litości! A oto i od dawna zapowiadany piąty rozdział Truposzki. Włożyłam w nie całe swoje serduszko, ale krytykę przyjmuję! ^^ No to co? Miłego czytania... ("To nigdy nie jest miłe". Kimkolwiek jesteś złośliwy głosie chociaż udałbyś, że Ci się podoba. "Nie lubię kłamstwa". "To nie kłamstwo to tylko zmodyfikowana prawda") 



5. 
Pani Szczypior. Chuda jak szczypior, gadatliwa jak szczypior, energiczna jak szczypior, ambitna jak szczypior, szczypior, szczypior, szczypior. Wchodzi do klasy, niczym szara, bezbronna myszka - cichutko, z szybko bijącym sercem.  Boi się co przyniesie nowy dzień, co zrobią te przerażające istoty... Na oko wydają się całkiem sympatyczne, ale kobieta wie, że są zdolne do wszystkiego. Nadejdzie dzień, w którym rzucą się na nią rozwścieczone i wygłodniałe. Och... one już coś knują, to pewne. Wlepiają w nią te swoje wielkie oczyska i planują. One wiecznie planują... dzieci - tego słowa nie powinno się wymawiać, zwiastuje nieszczęście. Dlaczego miałaby ufać tym istotom, skoro właśnie jedno z nich włożyło sobie na głowę doniczkę? Najpierw doniczka, a potem? Nauczycielka siada przy biurku i wyciąga drżącą, chudą dłonią długopis z szuflady "żadnych gwałtownych ruchów"… 
Helenka zasypia już po dwóch minutach lekcji. Pozazdrościć. Zosia patrzy niepewnie to na koleżankę, to na nauczycielkę. Szczypiorka nic nie widzi, więc... może tak samo jak Hela utnie sobie małą drzemkę? Taką tycieńką, mikro maleńką...  dziewczynka decyduje się i opiera czoło o twardą ławkę. Nie może jednak zasnąć... Chwilę tkwi w wszechogarniających ciemnościach, po czym unosi głowę i... krzyczy przerażona.  
Tuż przed jej twarzą świecą się dwa, ogromne, szare spodki. To oczy nauczycielki. Kobieta blada jak ściana odsuwa się gwałtownie od Zosi. Czy to dziecko chce, by dostała zawału?! Tak wrzeszczeć? I to tuż przed czyjąś twarzą!Nawet sprawdzić nie wolno, czy aby uczeń nie wyzionął ducha na lekcji, albo czy nie zemdlał... Dobre chęci się nie liczą, trzeba wydrzeć się na Bogu winną nauczycielkę.  
Cała klasa zanosi się śmiechem.  
Tylko Truposzka jak to ona niewzruszona przygląda się Szczypiorce. Czuje do niej głęboki podziw i szacunek. Zapisuje coś w swym czarnym, wysłużonym notesie, po czym uśmiecha się przebiegle. Tomek przerażony odsuwa się od Małgosi na bezpieczną odległość, a  uśmiech koleżanki poszerza się dwukrotnie.  
Wtem drzwi klasy otwierają się szeroko. Do pomieszczenia wchodzi przystojny młodzieniec w garniturze, z bukietem czerwonych róż w dłoni. Jego głowę okalają błyszczące blond, włosy, a twarz zdobi szeroki, białozębny uśmiech. Wszystkim dziewczynom  oczy świecą się z zaciekawienia. Małgorzata niechętnie unosi wzrok znad zeszytu i blednie przerażona. Hela za to ocknąwszy się pod wpływem krzyku, rumieni się porządnie. Ach, no tak! Dzisiaj walentynki... Spuszcza skromnie wzrok.   
 - Przepraszam, że przeszkodzę, ale w ten wyjątkowy dzień nie mogłem postąpić inaczej... - wszystkie dziewczyny wydają z siebie zduszony okrzyk zachwytu, a chłopak uśmiecha się nonszalancko - Czy jest pośród was mój misiaczek?  
Helence ze wzruszenia oczy zachodzą łzami.  Znają się przecież tak krótko... Czy to możliwe? Nigdy się po nim tego nie spodziewała, przecież... to takie romantyczne! Ale również zawstydzające... Mimo wszystko romantyczne. W głowie jej się nie mieści - przyszedł do niej, specjalnie do niej...  
-To najwspanialsza dziewczyna jaką poznałem - "ooo" dziewczęta z uwielbieniem patrzą na nieznajomego, chłopcy zaś przewracają z zażenowaniem oczami - Zawsze mogłem na nią liczyć, była jak takie małe światełko w moim życiu, bez niej pogrążyłbym się w wiecznej ciemności...  Jej oczy są jak dwie perły, a włosy niby utkane ze srebrzystej pajęczyny - Fafik wzdycha zawiedziona, jej włosy są czarne, kruczoczarne, to na pewno nie o niej. Było nie farbować sobie łepetyny, ech... - Skrywa w sobie wielką tajemnicę... Ale przede mną... czuję, że się otwiera! - Hela pociąga nosem, niech nie przesadza, ile można człowieka wychwalać? Zaraz zapadnie się pod ziemię...  
Chłopak czyni dwa kroki w głąb klasy. Szczypiorka patrzy na niego podejrzliwie, ten jednak reflektuje się szybko i wręcza nauczycielce, trzy, przepiękne różyczki 
-Przepraszam, że zakłócam lekcje.  Pani zdecydowanie należą się kwiaty... - Szczypiorka przerażona patrzy na zielone badyle. "To podstęp, podstęp!" myśli i mruży zdenerwowana oczy. 
-Już dobrze, dobrze. Proszę - i zwraca podarunek - jakoś nadrobimy te piętnaście minut lekcji, prawda?  
Wszyscy mruczą niezadowoleni. Chłopak w końcu zbiera się na odwagę i mówi: 
-Gosieńku... To o Tobie! - dziewczyna wygląda jakby miała za chwile zwymiotować. Reflektuje się jednak, mruży mściwie oczy i patrzy na swojego ukochanego od siedmiu boleści. "Zabiję, zamorduję, uduszę, powieszę, zastrzelę, posiekam..." szybko jednak przybiera obojętną minę. "Tak chce grać? bardzo proszę" A humor momentalnie jej się poprawia.  
Hela zaskoczona patrzy na chłopaka, więc, więc... przyszedł do Gosi! Ach tak? Czyli Truposzka ją okłamała! To wcale nie jest jej brat! On też ją okłamał! To nie jego kuzynka! A to podłe Dziecko Trumny!!! Patrzy z czystą nienawiścią na koleżankę, wyglądając przy tym jak znerwicowany gnom. 
Jasiek uśmiecha się podstępnie i podbiega do swej "dziewczyny". 
-To dla ciebie... - przełyka ślinę - kochaaanieee 
Bazyliszkowe spojrzenie siostry przeszywa go na wskroś, jednak chłopak nie poddaje się i nadal szczerzy się tym swoim obrzydliwym uśmiechem. Truposzka przybiera więc inną taktykę. Uśmiecha się podstępnie, ignorując złośliwe żarciki i wyciąga swój czarny zeszyt po przejściach.  Jasiek spogląda zaniepokojony na Gosię, od której emanuje wewnętrzny spokój - niedobrze! Garnitur, którego tak nie znosi, zaczyna go uwierać, a krawat zdaje się zaciskać na jego wątłej szyi... On się nie podda! Trzeba działać nim ta Potworzyca coś wykombinuje. Wybiega więc z klasy, ku zdziwieniu wszystkich obecnych. Truposzka jednak nie łudzi się, że to koniec. 
Haha! I się przestraszył! Oj Gosia, co ty zrobiłaś z człowiekiem! - Baran tarza się ze śmiechu po ławce, widząc jednak minę koleżanki, momentalnie przestaje.  
Drzwi uchylają się ponownie. Staje w nich chłopak w za dużym szarym swetrze i startych dżinsach. Twarz zasłania mu burza czarnych loków. W ręce trzyma gitarę, wszyscy wstrzymują oddechy. I nagle zaczyna grać... Spokojna muzyka odbija się echem o ściany. Dziewczyny urzeczone wpatrują się w gitarzystęTruposzka kiwa z uznaniem głową. Jej brat pierwszy raz się postarał, nawet garnitur włożył i ściągnął jakiegoś kolesia z gitarą. Ale ona ma już wprawę, z nią nie wygra, oj nie... Mścić się może tylko ona. Do klasy na kolanach wjeżdża Jasiek i zaczyna śpiewać w rytm muzyki: 
-Zamienię każdy oddech w niespokojny wiatr  By zabrał mnie z powrotem - tam, gdzie masz swój świat... *
Wszystkie dziewczyny wstają i kołyszą się delikatnie. Jakie to romantyczne! Co chwile jednej wymyka się przeciągłe "ooo".  
Truposzka za to powstrzymuje się, by nie zatkać sobie uszu. Przecież on kompletnie nie umie śpiewać!  Może ma dobry słuch (geny), ale głosu za grosz.  
-...Poskładam wszystkie szepty w jeden ciepły krzyk  Żeby znalazł cię aż tam, gdzie pochowałaś sny   
Jasiek kołysze się bez opamiętania, gapiąc się przez cały czas  swojej "dziewczynie" w oczy . Ta zaś odwzajemnia spojrzenie, tak jak tylko bazyliszki i Truposzki potrafią.  
Karolci po twarzy spływają łzy wzruszenia. Kto by pomyślał, że ich Gosia jest tak barwną postacią! Chłopak właśnie śpiewa jej piosenkę!  
-Już teraz wiem, że dni są tylko po to,  by do ciebie wracać każdą nocą złotą  Nie znam słów, co mają jakiś większy sens  Jeśli tylko jedno - jedno tylko wiem:  Być tam, zawsze tam, gdzie tyyyy! - Podnosi rękę do góry , mrużąc z wyczuciem oczy. 
"O nie, teraz przesadził!" Truposzka patrzy z politowaniem na brata. 
Muzyka cichnie... Gitarzysta wstaje, łypie zza bujnych loczków na klasę, po czym grzecznie kiwając głową wychodzi. Wszyscy klaszczą bez opamiętania, Szczypiorka  za to patrzy z nieukrywaną grozą na dzieci.. "Co z nich wyrośnie? Co z  nich wyrośnie" powtarza w myślach, kręcąc z rezygnacją głową.  
-Dziękuję - Jasiek uśmiecha się niby zakłopotany - Gosieńku, wszystkiego najlepszego! - po czym nachyla się do zniesmaczonej dziewczyny i mówi jej na ucho: 
-Radzę ci, nie zadzieraj z Jaśkiem... Bo zemsta jest słodka - chichocze złośliwe i wychodzi. 
Dziewczęta patrzą zaciekawione na Truposzkę. Wycisną z niej całą prawdę o jej ukochanym, choćby nawet siłą! Muszą przecież wszystko wiedzieć! Znać każdy najdrobniejszy szczególik... Małgorzata w końcu wstaje, emanuje od niej niezmącony spokój, co wobec zaistniałych okolicznościach, może wydać się lekko nienaturalne. Kiedy orientuje się, że każda para oczu zwrócona jest w jej stronę, z złośliwym uśmieszkiem zaczyna: 
-Dnia piętnastego lutego  znaleziono na dnie stawu zwłoki Jana Jankowskiego, brutalnie pobitego i prawdopodobnie po śmierci posiekanego. Sprawcy nie znaleziono, ale przypuszcza się, że morderca miał jasne włosy. Jaki mógł być motyw mordercy? Zazdrość, gniew? Cała rodzina jest w żałobie... Jego ekhm... "dziewczyna" nie pojawiła się na pogrzebie. Jan Jankowski, znany jako pajac wchodzący bez uprzedzenia do klasy... nie żyje - po czym zanosi się krótkim śmiechem.  
Dopiero po długiej chwili milczenia klasa orientuje się, co oznaczały słowa Truposzki.  
. . .  
-Dobra robota! - chłopcy przybijają sobie zamaszyście piątkę.  
-Jasiek, kompletnie ci odbiło - Mówi Florek, gdy wychodzą na pokryty cienką warstwą lodu chodnik - o co tym razem chodziło? 
Gitara przyjaźnie pobrzękuje, gdy jej właściciel przyśpiesza kroku. 
-Wiesz jak to jest z siostrami, czasem trzeba im pokazać kto rządzi! 
-Ja nie wiem... śpiewałeś jej serenadę! No, ale to było dobre! Widziałeś jak nam panienki ładnie klaskały? - Floruś rechocze po swojemu - jakby co polecam się na przyszłość. Tylko błagam cię.. Już nigdy NIE ŚPIEWAJ!!! Brzmiałeś gorzej od bioloszki, kiedy ją Snickers ugryzł! 
-Nie ściemniaj! Mam głos jak.. Elvis Presley!  
-Za te słowa czeka cię niechybna śmierć...



* "Zawsze tam gdzie ty" Lady Pank

Pozdrawiam serdecznie. 
PS. Koniec szkoły, a opowiadanie jest po części o...szkole. Co zrobić? 

niedziela, 22 czerwca 2014

Pani Gienia!

Gnom Szaman Gienia, jeśli wolicie to Szaman Gnom Gienia, względnie Szaman Gienia Gnom, w ostateczności Gnom Gienia Szaman. Pseudonim - Pani Gienia ^^
Pani Gienia to mały zielony stworek z rodziny Gnomowatych.
Powstała dnia 21 czerwca 2014r.
Pod wpływem natchnienia...
I nudy...
No, i  z powodu małej ilości białej modeliny...
Musiałam wymyślić jakiegoś ciemnego stworka...
I tak padło na gnoma.
Pani Gienia dużo przeszła... Najpierw skomplikowana operacja... Częste wypady do mrożącej krew w żyłach lodówki, aż w końcu najgorsze - przypiekanie... żywcem. Oj, nie patrzcie tak na mnie! Trzeba było ją jakoś... utrwalić.

Tak wyglądała przed pamiętnym przypiekaniem:





Widzicie ten uśmiech na buzi i te żywe kolory na policzkach?

 A tak po:

 A Truposzka się tworzy, tworzy, tworzy... 

Pozdrawiam serdecznie (już niedłuuugo wakacjeee)!

wtorek, 17 czerwca 2014

Jedenastu podejrzanych

Witajcie kochani czytelnicy! (po dwóch tygodniach...)
Tak w głębi duszy to wiem, że wcale nie gniewacie się z mojej długiej nieobecności. Ale powiedzmy, że to były najgorsze dwa tygodnie w Waszym życiu i czujecie niewysłowioną ulgę z mojego powrotu. Taaak! Ja też się cieszę, że Was widzę (tylko ja naprawdę ^^)
Kilka dni temu w nagłym olśnieniu (i żeby był ich jak najmniej! :D) usiadłam na mym zacnym zielonym krzesełku, wyciągnęłam z drewnianej szufladki zeszyt i  ołówek, po czym zaczęłam sporządzać notatki. Przez dwadzieścia minut tkwiłam w oknie, przypatrując się zza firanki ludziom. Było ich mnóstwo i... nie znałam prawie żadnego, a mieszkam tu od 14 lat! To przerażające... Otaczają mnie obcy ludzie, brrr! A oto i oni:

Osobnik numer 1: Ognistowłosa, młoda kobieta, dusząca się w kwiecistej chusteczce. Przykłada do ucha telefon i z kimś żywo dyskutuje. Ubrana na bogato, z otwartą torebką trzymaną w prawej dłoni. Wchodzi do klatki schodowej.

Osobnik numer 2: Ma na sobie zadbane ubranie o ponurym kolorze i szarą czapeczkę z daszkiem, spod której wystają kępy siwych włosów. Mężczyzna  zwiesza głowę na kwintę, od czasu do czasu spogląda za siebie i w milczeniu szura nogami... aż serce się kraja! W końcu taki zasmucony wchodzi do klatki.

Osobnik numer 3: Chodząca elegancja. Ręce założone na plecy, dostojny krok, kremowy płaszczyk i spodnie, buty ze skóry, albo i nie ( w każdym razie wyglądają drogo), a głowa, przystrojona siwą czupryną, dumnie uniesiona do góry.  Elegancja, elegancja i jeszcze raz elegancja. Jedno tylko nie pasuje w tym wcieleniu kultury, dlaczego mężczyzna ciągle nerwowo spogląda na klatkę schodową ?


Osobnik numer 4: Oglądaliście kiedyś amerykański serial "Pretty Litle Liars"? Występowała tam podejrzana postać w czerwonym płaszczu, prawdopodobnie prześladujące cztery dziewczyny - A. I wyobraźcie sobie, że przed moim blokiem z rękami w kieszeniach szła kobieta w takim właśnie płaszczu. Miała na nosie okulary i powoli wchodziła do klatki schodowej. Co kryje się za tą niepozorną twarzyczką, hm? Może i ona ma kogoś na sumieniu?


Osobnik numer 5:  Spaceruje tuż pod oknami. Głowę ma zadartą do góry, na nosie czarne, kwadratowe okulary i tegoż samego kształtu szczękę i nos. Białe włosy jakoś mi do tego osobnika nie pasują, a jednak takie rosną na jego głowie. Niepokojąca jest otwarta buzia i przeszywający mnie wzrok... Tak, patrzył centralnie na mnie, prosto w oczy, a przecież ukryta byłam za firanką, hm...

Osobnik numer 6 i 7: Kobieta z dzieckiem, dziecko rozpaczliwie ciągnęło ją w kierunku schodów.

Osobnik numer 8: I tutaj zbiorowe "ooo", jak trochę się rozejrzysz zobaczysz niecodzienne rzeczy. Chłopak w czerwonej bluzie  biegnie do klatki schodowej z ogromnym różowym bukietem, uśmiecha się sympatycznie jak gdyby nie mogąc się doczekać reakcji osoby, której wręczy kwiaty.

Osobnik numer 9:
Tutaj małe wprowadzenie. Przed blokiem mamy specjalne... pomieszczenie (?), w którym znajdują się kubły na śmieci, trzeba mieć do tego pomieszczenia specjalny kluczyk, by móc śmieci wyrzucać. 
I właśnie stamtąd  wychodzi mężczyzna z workiem na śmieci. Zaznaczam - Wychodzi ZE śmietnika z workiem na śmieci. Tak, wiem takich ludzi jest mnóstwo, ale coś mi się nie zgadza. Ten pan jest bardzo schludnie ubrany, a na ręce widnieje mu porządny zegarek.. hm? Może właśnie dostał wiadomość, jak zawładnąć światem?

Osobnik numer 10: Mężczyzna w czarnej kurtce zamaszyście poruszający ramionami. W zawrotnym tempie przemierza chodnik.Dlaczego ma kaptur na głowie???

Osobnik numer 11: Policjant z białym notesikiem, czyżby te osoby miały ze sobą jakiś związek? Może obserwowałam tajny gang i oni przyjdą po mnie? Dam, dam, daaaam...

Jeśli będzie Wam się kiedykolwiek nudziło zachęcam do takiej właśnie zabawy, co prawda jak określiła moja koleżanka "to chore", ale,  no... zabawne ^^

A teraz coś zupełnie z innej beczki. Czytałam ostatnio książkę Ewy Nowak (może znacie?) "Krzywe 10". Autorka jest fanką Kaczmarskiego i umieściła tam jego śliczną, zastanawiającą piosenkę. Aż człowiek zaczyna myśleć sobie, czy i on nie jest "sprzedającym siebie" grajkiem... A oto i ona (sama czytałam bardzo wolno, żeby dokładnie zrozumieć - co często mi się nie zdarza) :

Grajek flet drewniany miał,
Na zamku raz koncert swój dał.
Król w nagrodę za piękną grę -
Dał herb mu i uśmiechnął się.
- Nie chcę herbu Jaśnie Panie -
Grajek rzekł zdecydowanie -
Gdy w kieszeni herb będę miał,
Coraz więcej wciąż mieć będę chciał -
Cały świat opuści mnie -
Świat mi powie - sprzedałeś się.

Skromna, biedna kapliczka ma,
Zbyt nędzna i szara się zda.
Już nie ugnę swoich nóg,
Gdy zgromi mnie z kościółka Bóg.
Mszy zapragnę zamawianej,
Mszy w katedrze odprawianej -
Gdy już będę z Biskupem na ty,
Gdy odpuści mi grzechy i sny -
Cały świat opuści mnie -
Świat mi powie - sprzedałeś się.

Izba ma, gdziem przyszedł na świat,
Okaże się celą bez krat.
Pryczę swą, gdzie pchły gryzą w brzuch -
Zamienię na jedwab i puch.
I zamienię moją norę
Na szlachecki zgrabny dworek -
A gdy dwór ten już będę miał,
Coraz więcej wciąż mieć będę chciał
Cały świat opuści mnie,
Świat mi powie - sprzedałeś się.

(...)

Grajek, co drewniany flet miał
Zbiegł z zamku, gdzie koncert swój dał.
Bez zaszczytów, herbów i szat,
Bez sławy powrócił w swój świat.
Do swej chaty, do rodziny,
Do swych przodków, do dziewczyny,
Nikt nie powie o nim źle,
Nikt nie powie, że sprzedał się.
Wy osądźcie, bo to nie żart,
Ile dzielny ten grajek był wart.


Pozdrawiam serdecznie (w przygotowaniu kolejny rozdzialik Truposzki ^^), o i chciałam podziękować! W ostatnim poście dostałam rekordową ilość komentarzy, omal zawału ze szczęścia lub zdziwienia nie dostałam, zadziwiacie mnie!

niedziela, 1 czerwca 2014

Morze!

Witam, cześć i czołem!
Wróciłam znad morza, ale nie, nie martwcie się - nie było żadnego opalania się, odpoczywania, plotkowania, czy wycieczek do sklepu. Powiedziałabym, że wręcz odwrotnie. Pogoda była, jaka była - deszcz, ciemne chmury, wiatr i mróz, choć przyznam się, że nie przeszkadzało mi to zbytnio. Wiem, wiem: "jak to nad morzem nie przeszkadzała ci paskudna pogoda?!", choć trudno uwierzyć, to własnie tak było ^^

Dzień pierwszy...
Dziesięć godzin podróży, straszne historie i widok na ciemny las oświetlony jedynie przez księżyc. Opatentowałam niezwykły, autokarowy sposób zasypiania! Opierałam czoło o podgłówek fotela z przodu i już odpływałam. 

Dzień drugi...
Spaliśmy w świetnych, drewnianych, dwupiętrowych domkach, których schody musiały służyć do zabijania - dziwacznie powykrawane, tak, że nie raz prawie wywinęłam na nich fikołka. Okolica była sympatyczna - las i jeziorko. Pierwszego dnia włożono nam wiosła w dłonie, zmuszono do przełożenia przez głowę kolorowych kapoków i wymuszono skok do dziwnego obiektu pływającego, zwanego pontonem. Potem słowami "miło było was spotkać" popchnięto w głąb jeziora. I radźcie sobie sami! Bez opiekuna, wokół lodowata woda i niesprzyjający, silny wiatr. Skończyło się trzykrotnym zderzeniem z molo, ugrzęźnięciem na mieliźnie (niezapomniane, spanikowane uderzanie wiosłami o brzeg, na szczęście się uratowaliśmy) i dostaniem długimi gałęziami po głowach. Spostrzegłam, że dziewczęta odznaczają się silniejszym chartem ducha, cierpliwością i pracowitością. Pięćdziesięciu procentom chłopców nie chciało się wiosłować... Zabić i posiekać (jak zwykła mawiać moja koleżanka). 
Po dwóch godzinach wiosłowania, gdy wymęczeni wróciliśmy do domków, wysłano nas samych o 22:00 w las. Było świetnie! Zabawa była prosta:
Podzieliliśmy się na 7 grup, każda dostała wielki kawał drewna z kompasem i przyklejoną mapą, na której wyznaczonych było 10 punktów. Mieliśmy do tych punktów dotrzeć (po ciemku!) i przy każdym odszukać kartkę  przytwierdzoną do drzewa z wydrukowanym znakiem (gwiazdą, krzyżykiem, błyskawicą itp), po czym ten znak przerysować. Po upływie godziny i piętnastu minut mieliśmy wrócić z wypełnioną tabelką. Jeden punkt znajdował się na cmentarzu w środku lasu... Nie pomogło pytanie "a jak będą tam akurat odprawiać czarna mszę?!". Wróciliśmy o 23:00, odnalazłszy 7 znaków :) 

Dzień trzeci...
Wycieczka po trójmieście. W Gdańsku podzieleni na drużyny lataliśmy z mapami i odpowiadaliśmy na pytania związane z pewnymi zabytkami i miejscami. Niech żyją przypadkowi przechodnie i pani z punktu informacyjnego! 
Po południu lot nad jeziorem. Na wysokości piątego piętra przeciągnięto linę, po której my... zjeżdżaliśmy? Oj zapomniałam nazwy tego urządzonka :c W każdym razie wkładaliśmy takie dziwne szelki do których przyczepiali hak z linką umocowaną do liny nad jeziorem i siuuup popychali nas z wysokości (jak już wspomniałam) piątego piętra, a my "lecieliśmy" nad jeziorem, po czym zatrzymywaliśmy się zwisając nad brzegiem i wychowawca na rowerku wodnym po nas podpływał i zdejmował z tej liny. Jeśli ktoś za szybko wcisnął taką wajchę, zanim pod nim znalazł się rowerek wodny... plum, lądował po szyję w lodowatej wodzie. 
Wieczorem była dyskoteka na plaży, podczas której jacyś pijani chłopcy z innego obozu zaatakowali nas gazem pieprzowym. To naprawdę niezwykłe uczucie, jak gdyby ktoś sypał ci do gardła, oczu i nosa pieprz. 50 osób pokładło się na ziemi kaszląc. No, ale większość osób przyznała, że nie chciałaby cofnąć czasu, to było... ciekawe i jak nie patrzeć lekko śmieszne. 
Wycieczkę uzupełniam zdjęciami z oceanarium ^^
Latałam jak szalona z aparatem w dłoni, czytając informacje o rybach... :D A budynek był czteropiętrowy! 


Nawet nie wiecie, jak trudno było ja uchwycić. To Rozdymka (nie wiem, czy naprawdę tak się nazywa)
pływała w tą i z powrotem w zawrotnym tempie. 
Ta ryba mnie przeraża! Wygląda jak duch...
Trzęsło się to niezmiernie, dlatego zwróciłam uwagę. Kiedy grozi jej niebezpieczeństwo
wyrzuca swoje wnętrzności! Po 9 dniach je... rekonstruuje? 
Dzień czwarty...
Czyli Malbork (!!!:D) i pożegnalna dyskoteka. 

Fajka wykonana caluteńka z bursztynu! 0.o



Bursztynowy pendrajw i mój kciuk na górze ^^


Tak kiedyś wyglądała reklama osoby wykonywającej broń, czyli jak można jej użyć...

Dzień piąty...
Zostałam drezyniarzem! Co to drezyna? Takie urządzonko co porusza się po torach. Na pewno kojarzycie z kreskówek. Napędza się to ręcznie... Mój kochany wychowawca stwierdził, że jesteśmy najsłabszą drużyną. "A więc tak?!" pomyśleliśmy. Przez połowę drogi pruliśmy jak szaleni przez tory, śpiewając przy tym donośnie. Jest to pewnie jeden z powodów, dla których dzisiaj tak bolą mnie ręce! ^^
No, ale mam "Prawo Jazdy na drezynę ręczną". ^^ Nie wiem po co mi ona skoro mieszkam w zatłoczonym mieście, ale nigdy nic nie wiadomo!



No to tyle ;) Starałam się zbytnio nie rozpisywać, bo post nie miałby końca! Mam nadzieję, że cokolwiek zrozumieliście...
Pod poprzednim postem pytaliście, co to te "Kształcenie słuchu". Jak zwykle nie sprecyzowałam. To lekcja w Szkole Muzycznej, na której człek uczy się nut, interwałów, ćwiczy słuch itp.

Pozdrawiam serdecznie: Niech żyje morze polskie!