.navbar { display:none; }

środa, 22 stycznia 2014

Próbuję coś ulepić ^^

Pamiętacie może jeszcze Polikarpa Ohydka? No więc... hm, biedaczek dużo przeszedł. Straszy mnie teraz nad biurkiem i wlepia we mnie swoje jedyne oko. Drugie mu odpadło i kieruje na mnie swoją sztuczna protezę ręki. Brr... Nie można spać jak się na Ciebie tak gapi. Jeśli macie słabą psychikę nie oglądajcie go w tym stanie:



Oglądaliście shreka, co nie? I tam był taki ciastek. Więc ulepiłam ciastka i po dłuższym namyśle stwierdziłam, że musi mieć żonę. No bo... smutno mu będzie samemu. Wcale nie chodziło mi o to żeby zrobić kolczyki i muszą być dwa, nieee...



A tu Elmo. Drugi - że tak powiem - w moim życiu. Dla koleżanki ;)


Czy u Was też jest już śnieg? U mnie w końcu widać, że jest zima. Mimo 13 lat powitałam biały puszek radosnym podskokiem i pośpiesznie wykonanym wieczornym zdjęciem. Chyba śnieg nigdy mi się nie znudzi. Jest bardzo uspokajający, zwłaszcza jak patrzę na latarnię święcącą przed blokiem ;) Dobrze że się powstrzymałam, by nie wybiec w pidżamie na dwór krzycząc "juuuuhuuu!" Nie opłacało by się pochwili jechać do psychiatry. Wam też życzę tego białego, mokrego i zimnego gościa. Ulepcie bałwanki, tylko może nie w pidżamach (dlaczego nie pisze się "pirzamach"?) ^^ 

Wiecie jak to jest ćwiczyć na instrumencie, co nie? Czasem tak człowiekowi się nie chce... Wtedy wydaje mi się, że flet to mój wróg numer jeden. Szczerzy się do mnie i śmieje się mi prosto w twarz. "O nie, nie nie" myślę sobie i padam na zielona kanapę, próbując nie myśleć o tej srebrnej pałce. A ten się na mnie ciągle gapi i gapi. Tak kiedyś ćwiczyłam. Rozgrywałam z fletem wzrokowe potyczki, bo taaaak mi się nie chciało grać... Teraz to co innego (znaczy zazwyczaj). Wyobraźcie sobie, że  w pewnym tygodniu grałam ponad godzinę dziennie codziennie. Męczyłam "Wesołego Wieśniaka", aż rodzinka zaczęła go sobie nucić, w końcu przyszedł czas na wywiadówkę z fletu poprzecznego. Jeśli jest coś gorszego to powiedzcie. Po co tata ma uczestniczyć w mojej lekcji instrumentu? No po co? Ręce mi się trzęsą jak galareta, patrzę przerażona to na rodzica to na panią i myślę "za jakie grzechy?". Iza (flecistka) jak jej tata szedł na wywiadówkę, krzyknęła "Oj, umrze tata w męczarniach". Mój tata wedle moich obliczeń też miał się zamęczyć słysząc jak gram. A tu proszę! Pani powiedziała "O! Stasia ćwiczyłaś. Pewnie dlatego, że tata przyszedł. Naprawdę bardzo ładnie zagrałaś". To był chyba druga pochwała jaką od pani usłyszałam w całym swym życiu. Byłam pewna, że powiedziała tak tylko dlatego, że tata był. Bo w końcu nie wpisała mi piątki... Ech! Wcześniejsze pochwały bez obecności brzmiały "No, ładnie", albo "w porządku".Czasem nie warto wierzyć nauczycielom. Zwłaszcza jak się do Ciebie serdecznie uśmiechają. Bo coś się kryje za tymi ich uśmiechami - ja Wam mówię!

Pozdrawiam serdecznie: Stasia

poniedziałek, 20 stycznia 2014

WOŚP, kółko, brokat i tęcza

Witam cześć i... czołem!
Swoją nieobecność szybko usprawiedliwię - komputer ma zapchaną pamięć i się wyłącza. Naprędce pisze więc posta i mam nadzieję, że za kilka dni sytuacja się poprawi ^^

Szkołę przetrwałam, choć pan powiedział żebym zbierała pieniądze (uwaga) z całego gimnazjum na WOŚP. Oj nie, nie... Stasia ma zbierać pieniądze? Ech, przecież ja swoje pierwsze kieszonkowe zgubiłam po 10 minutach. Nie wiem jak, ale jednak. To było zupełnie nieodpowiedzialne żeby mi przydzielać tę robotę, zupełnie! Napomknę jeszcze o kółeczku teatralnym, bardzo je lubię więc to już drugi raz o nim mówię. Pan przydzielał nam rolę do scenariusza, który wymyśliła niezwykle utalentowana uczennica. Ale mnie nie było wtedy i zostały same poboczne rolę (mówiąc poboczne mam na myśli ludzi w tle). Pan jednakże powiedział, że mogę grać na flecie dla nastroju (kiedy dziewczyna ląduje na dworcu i przedawkowuje tabletki) . Ja w napadzie głupawki krzyknęłam (zastrzelcie mnie - proszę) "mogę grać menela na dworcu". I teraz pytanie -dlaczego pan się zgodził? Będę grającym na flecie bezdomnym (pomyślałam, że menel to przesada). Nie zgodzili się bym wzięła pieniądze, które wsadzą mi do kapelusza, wielka szkoda... Więc co będę z tego miała? Radochę! Kocham dziwne, pokrętne role. Grałam już staruszkę, chorego,a teraz bezdomnego, a to były przecież moje marzenia! ^^

Czytaliście kiedyś te tandetne książki w stylu paranormal romance (nie wiem jak to się pisze)? Jeżeli smakujecie w dobrej literaturze to wiedzcie, że tego nie powinno się czytać. Ja jednak sięgam po nie jedynie po to, żeby się odmóżdżyć. Schemat jest zawsze ten sam, co jest smutne - dziewczyna zakochuje się w chłopaku, potem dochodzi drugi i ona musi pomiędzy nimi wybrać i wybiera tego pierwszego bezwadowca (nie mają wad, a to jest chyba ta wada). Można popłakać się ze śmiechu ;D Ja nie wiem, nie wiem po co to czytam! Zazwyczaj piszą w pierwszej osobie i... ciągle przeklinam to, że główna bohaterka nie umrze. Dlaczego? Byłoby chociaż ciekawiej! Ostatnio wymyślałam o czym mógłby być mój paranormal... A więc... Główna bohaterka łagodnie mówiąc wymiotowałaby tęczą i płakała brokatem, a jej chłopak umiałby zamieniać się w atom... Jakie to jest proste! Ta książka na pewno zrobiłaby furorę.

Już widzę, że (jasnowidzem jestem) Was pozanudzałam. Kończę więc i pozdrawiam  serdecznie!!! ^^




czwartek, 2 stycznia 2014

Szkoła przetrwania ^^



Hejooo!
Dzisiaj byłam w szkole, prawie usnęłam. Pani z niemieckiego pytała czy dobrze się czuję, a kolega stwierdził, że wyglądam na chorą. Widzicie?! Szkoła jest zła! Jeszcze wczoraj byłam zdrowa i wesoła! A dzisiaj? Wraz z nadejściem lekcji odeszła anergia. Na szczęście jutro już koniec udręki :3 I znów będzie się można cieszyć życiem. No dobra, dobra... Dramatyzuję, Trzeba się cieszyć, że nie zamontowali krat w oknach, że nie ma strażników, że można biegnąć na przerwach (w sumie to nie można, ale dla chcącego nic trudnego!) do domu po pracę domową, jak się zapomniało. Ze mnie jest akurat taki nieszczęśliwy przypadek, że ciągle zapominam. I, że nie każą nam jeść niezidentyfikowanych obiektów, że kucharki i higienistka nie latają po korytarzach z tasakami. Że psycholog nie jest stuknięty, choć w sumie nie wiem. Teraz jak tak spojrzeć to szkoła to urocze, lecz nudne miejsce... ^^ Niestety, albo stety - czasem są zdarzają się... odbiegający od normy nauczyciele.



Niestety:
Kiedyś była taka nauczycielka wf-u, która kazała mi czekać, bo gadała z swoją koleżanką, gdy mi tryskała krew z palca , kapała na parkiet, a higienistka była nieczynna. Umch... nieszczęśliwy przypadek nauczycielki, która nienawidzi dzieci i swojej pracy. Wyobrażacie sobie jedenastoletnie dziecko z podkówką na twarzy gapiące się na swoją krew i przerażonych klasowiczów (to jest kolegów i koleżanki z klasy), a na środku tego wszystkiego gadającą nauczycielkę?! Hehe... ale straszniejsze jest wyobrazić ją sobie stojącą na rękach... Dobra, przestaję! To jest okrutne z mojej strony. W sumie czasem (ale naprawdę czasem, czasem, czasem) była miła... Taaaak....

Stety:
Jest sobie taka... umch, polonistka. Ma białe, dłuuuugie, rozpuszczone włosy, czarne, ostre tipsy i wzrok bazyliszka, którego nie da się wytrzymać powyżej 5 sekund - nie jeden śmiałek próbował, lecz kończyło się krzykiem "niech pani nie zamienia mnie w kamień" i upiornym śmiechem nauczycielki. Kiedyś dyktowała nam, niewinnym dzieciom wiersz.
-Spotkacie się z tym autorem jeszcze wiele razy w klasie pierwszej, nie osobiście oczywiście - mówi
- Dlaczego? - pyta ktoś w klasie (ech... te bezsensowne pytania!)
- Bo nie żyje - odezwał się taki jeden, wielki jak tyczka, rzucający "sucharami" chłopak.
A polonistka zaczęła się śmiać...
(jednak bardzo lubi tą panią ^^ Trzeba naprawdę ostro wkuwać na jej lekcjach i być zdyscyplinowanym, ale czasem potrafi się tak ładnie uśmiechnąć!)

A teraz odejdźmy od szkoły, ale tylko odrobinkę.

Sylwester rok 2013/2014.
Patrzę na kolorowe niebo i słucham wybuchów, fajerwerków oczywiście. Stoję zwrócona twarzą na ponure mury szkoły. Nagle przebiega po polance przed budynkiem, zakapturzony czarny cień. Przebiega szybko pod światłem latarni, przykleja się do murów i umyka dalej, dalej, dalej...




Wyobrażacie sobie w nocy zobaczyć takiego ktosia? Teraz należy nacisnąć guziczek uruchamiający wyobraźnię i... ten... eee... no... wiecie o co chodzi!..
Od razu nasunęła mi się myśl, że jest to uciekinier z sierocińca. Widziałam taki dom dziecka w środku lasu (?!) Więc ów zakapturzony cień to chłopiec z tego właśnie sierocińca. Uciekł bo chciał chociaż raz w życiu zobaczyć fajerwerki, gdyż ich opiekunka nigdy im na to nie pozwalała. Mawiała, że jest to demoralizujące, gdyż uczy fascynacji do ognia itp. W noc sylwestra zawsze każe dzieciom iść spać o 19:00...W dzień swoich  15 urodzin,czyli w sylwestra  nasz marzyciel ucieka i... dalej już wiecie! :D
Wiem, wiem... równie dobrze może być to pijaczyna uciekający przed kumplami, ale czy ta pierwsza wersja nie jest lepsza?

Pozdrawiam serdeczniutko: Stasia