.navbar { display:none; }

wtorek, 31 grudnia 2013

Urodzinki

Założyłam bloga pod koniec roku, czy to nie chore? Nie doszukujcie się tu drugiego dna, po prostu nudziło mi się - tak sądzę. Teraz blog ma okrąglutki, pulchniutki roczek. Naprawdę nie mogę w to uwierzyć. Zaczynałam od głupiutkiego posta o pomarańczy, a kończę na... ach, chyba dużo się tu nie zmieniło. Tylko posty są dłuższe ^^
Teraz taki mały ranking, który możecie ominąć, ale byłoby miło gdybyście zajrzeli :) Nie jest to wynik zachwycający, ale postanowiłam sobie, że w końcu wezmę się w garść i postaram się aby o tym kąciku usłyszał kawałeczek świata. Może kiedyś dobrnę do tej tradycyjnej sześćdziesiątki, ale szczerze w to wątpię. Mimo wszystko cieszę się z tego co mam :) 


Wyświetliliście Wariatkę (niegdyś WoW) 5363 razy
Komentarzy napisaliście troszkę, a dokładnie 250
Jest Was 9,  w czym chce podziękować tej wiernej trójce ^^

Ola z Nasz i herbatki świat. Podczas długich przerw przypomina mi systematycznie, że mam bloga. Jako pierwsza komentuje moje wypociny, a jej wypowiedzi są chyba najdłuższe. Nigdy nie pomija ani jednego słowa i posługuje się moim imieniem :)

Bona Von Turka z Terra Felix. Jej komentarze zawsze mnie rozwalają i motywują do dalszej pracy. Głowa Bony Von Turki jest pełna pomysłów!

Bukowina rozśmiesza mnie, jest szczera do bólu i... i ma genialnego bloga. Jak myślę o Bukowinie myślę o Bonie Von Turce i na odwrót. Przepraszam was, ale jakoś tak mam.


Wariatkę zmieniałam nieskończoną ilość razy, nie wspominając już o tym, że zniknęła z bloggerowskiego świata na kilka tygodni. Ale jest  na szczęście.

A teraz dość z statystykami! Czas na plany:

1.Więcej postów i weny. Żebym Was nie zanudzała.
2.Żeby mi się chciało chociaż raz stworzyć porządne opowiadanko.
3.Żebym kontynuowała kalendarz DN

I liczbowo:

-Jeszcze jeden rok Wariatki, a najlepiej by doczekała się późnej starości.
-20 000 wyświetleń (śmiech na sali)
-550 komentarzy
I żeby było wesoło!!!


Szczęśliwego Nowego Roku - Stasia

sobota, 28 grudnia 2013

Rysunek "Jawahal"

Cześć i czołem!
Dostałam pod choinkę taki... zeszyt. Z pustymi kartkami i skórkową (albo skórko podobną) okładką. Nie piszę tego po to żeby się pochwalić, bo kto swoją drogą chwali się zeszytami? Musiałam wymyślić jakiś wstępik. Kontynuując, zeszyt jak wiele moich przedmiotów służy mi do praktycznie wszystkiego - notatek, rysunków, i bezsensownych informacji pod tytułem "pająki nie boją się bazyliszków", albo "pająki wiedzą, że ogórki nie są czerwone". No i pod wpływem tajemniczego nastroju machnęłam rysunek. Przedstawia on motyw z pewnej książki, a konkretnie "Pałacu Północy- genialnej powieści o... płonącym pociągu, morderstwach i domu dziecka. Nie przeciągając oto i on. Nie jest wybitny, ale co zrobić :) Myślę, że wyszedł fajnie. ^^










wtorek, 24 grudnia 2013

Święta, święta... ciepłe święta :(

Wypadałoby coś napisać - prawda? Zbliżają się święta... co ja gadam! Dzisiaj jest wigilia! Pewnie nie macie czasu w ten zabiegany dzień choć zerknąć na swoje bloggerowskie kąta, ale jako członek tej społeczności posty pisać muszę - czy jest czas, czy nie ma. Nie wchodziło się ostatnio do Was - wiem, wiem, ale wybaczcie. Stasia się poprawi. Ostatnio każdy post się tak zaczyna, i jest poprawa? Nie ma!


Ostatnio to moje miasto mnie przerosło. Nie wiem jak to jest w innych rejonach Polski, ale u mnie, w centrum jest straszno! Nie chodzi o ciemne zakamarki, choć te o zmierzchu przyprawiają o dreszcze. Chodzi o tę całą siatkę ulic, jak w jakimś labiryncie. mieszkam w tym mieście 13 lat, a gubię się w centrum. Szkoda gadać. Ostatnio wybrałam się tam po prezenty - sama, z ranka.Na początku było dobrze. Austobus – nic skomplikowanego. Potem przy dworcu – też nic nadzwyczajnego, ale kiedy zaczęłam szukać, wydawało mi się, że nigdy tam nie byłam, to znaczy w centrum . Tym bardziej, że takie małe, nieporadne stworzonko jak ja nie ma zmysłu orientacji w terenie.

Czy byliście kiedyś w takim miejscu gdzie jest tysiące skrzyżowań, mnóstwo budynków i  musisz znaleźć w nich ten JEDEN? Jeśli tak to wyobraźcie sobie, że jesteście Stasią, a będzie jeszcze gorzej. Byłam TAM dzień wcześniej, ale i tak się zgubiłam mnóstwo razy i tylko szczęście nakierowało mnie w TO miejsce (mały sklepik). Cieszę się, że w końcu wpadłam na to, że ulica targowa jest przy targu J Kiedy już trzymałam swą zdobycz w mych małych łapkach miałam wrócić. Każdy by się połapał gdzie jest przystanek do którego zbiega się tyle ulic, które jest centrum… centrum i z którego rozchodzi się muzyka. Heh, ale nie ja! Zgubiłam się, aż w końcu zlana potem (było ciepło w ZIME) dotarłam do celu i wróciłam do domku. Wskoczyłam jeszcze po drodze do sklepu z łazienkami? Z mablami do łazienek… akcesoriami, czy czymś takim. Musiałam wyglądać nieporadnie, gdy zwisały mi te moje szare rękawiczki  i gdy szłam wokół błyszczących białych przedmiotów mówiąć  „eeee… dzień dobry? Czy ma pan silikon?”
W każdym razie wyszłam uśmiechnięta bo ten pan był sympatyczny i poprawił mi poczucie humoru.
A na koniec… Wszystkiego najlepszego! Choinki, opłatka, prezentów, jedzonka! Przyjemnej atmosfery i oczekiwania nadejścia Dzieciątka.
Pozdrawiam Stasia

czwartek, 28 listopada 2013

Błachachachacha! Czyli występują...

UWAGA! Możesz nic nie zrozumieć z tego posta, albo dostać ciężkiego urazu psychicznego...XD

Na kółku teatralnym często dzielimy się na dwie grupy i robimy scenki. Nie wolno podczas nich nic mówić. Można wydawać nieartykułowane dźwięki i żywo gestykulować.
Oto scenka wymyślona przez moją małą osobę. Tak to ja!

Na środku stoi klocek z pianki. Wchodzą dwie dziewczyny (wysoka i mniej wysoka). Jedna ma na głowie różowy krążek ,a druga pachołek drogowy. Ta z  pachołkiem oprowadza drugą z krążkiem. Pokazuje jej klocek z pianki. W końcu ta z pachołkiem odchodzi. „Różowy krążek” siada na klocku.

Wchodzę ja :D Robię „hihihihi” i ocieram rączki robiąc chytrą minę. Kłaniam się „różowemu krążkowi”. Trzymam w ręku kręgiel (który ma być butelką). Daje „krążkowi” dotykając głową jej stóp. Odmawia. Znów jej daje. Wącha i przykłada usta do butelki. Ja trzęsę się udając chichot. „Różowy Krążek” pada nieżywy na ziemię. Szyderczy śmiech wychodzący z moich ust. Przychodzi ta od pachołka.
(rozumiecie cokolwiek?)
Ja się chowam. "pachołek drogowy"- no dobra! Będę pisać „Justyna” bo tak będzie prościej. A więc Justyna wchodzi i widzi martwą dziewczynę. Pada na kolana i zaczyna płakać. Ja w tym czasie podchodzę i wbijam jej miecz (plastikowy kij) do gardła. Justyna pada martwa. Ja wychodzę wchodzi Sebek. Sebek ma pod swetrem piłkę, garbi się i tańczy z laską w dłoni. Wyglądem przypomina Dzwonnika z Notre Dam. Tańczy sobie. W pewnym momencie przychodzę ja i szepcze mu coś na ucho. Sebek kiwa głową z chorym uśmiechem na twarzy. Nagle wyskakują dwie Ole, trzymają w dłoniach miecze (plastikowe kijki). Rozpoczyna się walka. Sebek powala Olę nr. 1. Ta trzęsie się w konwulsjach. Ja wyciagam miecz i zaczynam pojedynek z Olą nr.2. Walczymy (uderzami o siebie kijkami). W pewnym momencie Ola uderza mnie w rękę. Zginam ją udając, że zostałam jej pozbawiona. Krzyczę, „boli”. Jednak ostatkiem sił pokonuję Olę. Ale nie! Gdy chcę jej zadać ostatnie uderzenie kijkiem Ola wstaje! Jednak razem z  „Dzwonnikiem z Notre Dam” pokonujemy wojownika. Sebek dla swej chorej zabawy dźga ją kijkiem podskakując. Wszyscy już leżą na podłodze tylko ja i sebek stoimy na nogach. Jednak „Dzwonnik” mnie wkurza bo głupio się śmieje więc uderzam go kijkiem w plecy. Ten pada na podłogę z martwym uśmiechem na twarzy. Pod koniec ja unoszę się 1 minutowym, szaleńczym śmiechem „Błachachachacha!!!”


A teraz wyjaśnię o co w tym wszystkim chodziło…
Różowy krążek”- to następczyni tronu. To co miała na głowie było jej koroną.
Justyna czyli ta z „pachołkiem drogowym” była królową. Ja truję księżniczkę i zabijam królową.

Sebek to psychiczny grajek. Gra sobie, a ja go namawiam by pomógł mi zabić strażników (dwie Ole). Zabijamy je jednak mój pomocnik mnie wkurza więc pada… trupem. Tak o to wygrywam walkę o tron (czyli o piankowy klocek).

I co myślicie?  każdym razie przeciwna drużyna śmiała się, żę hoho! Zwłaszcza kiedy w grę wchodził nasz "Dzwonnik z Notre Dam" ^^

niedziela, 24 listopada 2013

Zbiorowisko Ktosiów

Czeeeeść :)
Ostatnio ciągle widzę posty o tym, że miasta są ponure i brzydkie (też tak uważam), ale... Takiej mi, robi się trochę smutnawo, jak widzi to czarno na białym. Wszystkie te opinie są dobijająco prawdziwe, ale nie byłabym sobą - albo i bym była - jakbym nie spróbowała uratować imienia miast. Zwłaszcza mojego, zadymionego, śmierdzącego i brudnego. 
Mieszkam sobie w dziesięciopiętrowcu. Nie mam nic do tych wielkich betonowych kloców. No bo co można mieć do betonowych kloców? Nie ich wina, że powstały. W takim bloku jest jakieś 130 mieszkań. I teraz wyobraźcie sobie, że na osiedlu jest 10 takich bloków. 1300 mieszkań na przestrzeni kilkuset metrów kwadratowych. Tyle mieszkań, a ile ludzi! 
Pomyśleć, że na swoim osiedlu znam niewielki procent z tych wszystkich ludzi. Ciągle mijam obce twarze, różne charaktery, czasem trafi się ktoś komu mogę otwarcie powiedzieć "czeeeść!"- bo go znam. W moim bloku kojarzę wielu ludzi rozmawiałam z niewieloma. Słyszałam o jakiś 20... Chociaż i tak im wszystkim mówię dzień dobry. Nauczyłam się, że każdego w moim bloku muszę przywitać. 70% to ludzie, których nie znam, ale co tam! To co do tej pory napisałam, wydaje się jednym wielkim minusem - wiem, ale doszłam do wniosku, że blok (ten wielki klocek) może być nawet ciekawy.

Moje miasteczko 

Na drugim piętrze (piętro nade mną) mieszka... ktoś. Jedna wielka niewiadoma. Możliwe, że widziałam tego człeka na oczy, ale nie mogę być tego pewna. Po prostu NIE wiem kto tam mieszka. W moim domu krążą legendy o owym ludziu. Przynajmniej raz w miesiącu musi on coś wiercić. Nie wiem ile razy ten człowiek trzymał w swych rękach wiertarkę, wiem, że ja słyszałam ją już setki razy. Ciągle tylko wierci, wierci, wierci i wierci. 
Może robi sobie co miesiąc remont? Może w dzieciństwie był biedny, jego ojciec pracował w jakimś tam zakładzie. Jako jedyny nie miał wiertarki? Dzieci śmiały się z jego ojca : bezwiertus. Chłopak dostał urazu i jego jedynym celem w życiu było zdobycie wiertarki? Aż w końcu zarobił sobie na nią i wierci, wierci, wierci aż do swojej śmierci?
Może jest jakaś choroba, która każe ludziom używać wiertarki?
Może ten człek ma niezdecydowaną żonę której ciągle nie pasuje położenie półki na książki? I co miesiąc zrywa się z fotela i mówi " Ach! Ja nie wytrzymam. Musimy gdzie indziej dać tę półkę"?
Może ten sąsiad po prostu szpanuje swoją wiertarką? Nie wiem.  Ale miło snuć sobie bajki. ^^

Wiecie ile ludzi dziennie przewija się pod takim blokiem? Zwłaszcza jeśli za rogiem jest sklep? Ja nie wiem. Ale na serio: wiecie? To nie jest pytanie retoryczne.
W każdym razie taki grajek jak ja, musi sobie ćwiczyć. Jest lato upał otwieram sobie okno. A potem okazuje się, że całe osiedle wie, że w tym bloku mieszka "flecistka". Jakiś facet się pyta to Ty grasz na flecie?". Obca Ci dziewczynka, gdy wspominasz, że chodzisz do Szkoły Muzycznej mówi "A więc to Ty tak grasz". Koleżanka z klasy "słyszałam jak wyrzucałam śmieci, że grałaś melodyjkę do Harego Pottera", albo "ludzie stają pod oknami i słuchają" i to jest strasznie miłe. Być takim tajemniczym grajkiem bez twarzy, czymś co po prostu musi być. :)

Często w nocy nie zamykam okna. Nawet nie wiecie o czym ludzie potrafią gadać. Zwłaszcza Ci opici... Nie to nie jest plus, wiem ale czasem zabawnie jest podsłuchać "co w trawie piszczy". Heh. Jak byłam mała strzelałam do takich ludzi z pistoletu na wodę i chowałam się za firanką :)

Smutne jest to, że pewną osobę spotkasz raz - i nigdy więcej. Czasem drogi takich ludzi splatają się, ale to dzieje strasznie rzadko. A nawet jeżeli to często nie zdajemy sobie sprawy, że już tego ktosia widzieliśmy. Kiedyś jechałam autobusem, wyjmowałam bilet z plecaka. Koło mnie stał sobie chłopak (liceum, studia?). Ubrany na czarno, słuchawki w uszach, patrzy gdzieś w dal. Raczej nie wyglądał sympatycznie, wręcz jakby żył w innym świecie. Autobus skręcił i leeeeecę do przodu. Pewnie wpadłabym na tę budkę (czy co to tam jest) kierowcy. A tu ten chłopak szybko jak błyskawica wyciąga rękę do przodu łapie mnie i znów gapi się w dal. Wymamrotałam jakieś "dzięki". I poszłam. Strasznie dziwny był ów "czarny" koleś, ale smutno mi było, że raczej nigdy go już nie spotkam, a nawet jeżeli to nie poznam, że to on. Nie będę mogła zobaczyć czy zawsze słucha muzyki i gapi się w okno. To smutne, naprawdę. Ale też wesołe - mogę sobie wymyslić historię o owym człowieku tajemnicy.


Centrum miasta. Na tym zdjęciu wyszło niezwykle imponująco.
Ciekawe na co czekali Ci ktosie na przystanku???

I to tyle. Mam nadzieję, że nie padliście z nudów. Miasto to taka ogrooomna karykatura, ale i karykatury mają swój urok - co nie? Coś za długi ten post, ale co zrobić. Nie moja wina, że pewien blog pisał o swej "Litwie" i natchnął mnie by napisać o mojej śmierdzącej i szarej Litwie. Może się ów ktoś domyśla o kim piszę ;) A tak w ogóle dużo ktosiów dzisiaj ^^

Pozdrawiam: STASIA 





piątek, 22 listopada 2013

LA, LA, Liebster Awards

1. Co byś zrobiła gdyby w szkole na przerwie ktoś oblał Ci całe spodnie sokiem pomarańczowym?
Ech... W sumie nie wiem. Może:
-Aaaaa! Oj... Uważaj! Teraz mam mokre spodnie!
-Przepraszam (możliwe, że tak by ten ktoś powiedział) nie chciałem (większe prawdopodobieństwo, że byłby to chłopak).
-Ok... Nic się nie stało.
2. Co o tym myślisz: przecież niby jest grawitacja, ale możemy skakać, podnosić ręce, nogi. Dlaczego?
Na fizyce się nie znam, ale chyba było coś takiego, że wytwarzamy chcąc podskoczyć (np. wyprężając nogi do góry itp) energię wyższą od siły przyciągania. Ale żeby było kreatywniej:
Nasza skóra jest namagnesowana, a Ziemia to jeden wielki magnez. Ale jak chcemy podskoczyć przylatuje odrzutowiec z siiiiiilnym magnesem i podnosi nas do góry XD
3. Masz jakieś ulubione blogi? Jeśli tak, to jakie?
Hehe. W więc nasziherbatkiświat.blogspot.com, wieloboarwny.blogspot.com, sztukiibanaluki.bloog.pl, terra-feliks.blogspot.com, kurononamida.blogspot.com
4. Masz jakąś mailową lub listową koleżankę, z którą utrzymujesz kontakt?
Na serio? Chm.... Niech pomyślę.... Tak! Jej imię zaczyna się na "O" ;)
5. Chciałabyś grać na jakimś instrumencie?
Gram na flecie poprzecznym, będę grać na pianinie, chciałabym grać na gitarze. Ech... Chciałabym też ładnie grac na flecie...
6. Jeśli byłoby to możliwe, wolałabyś latać, czy czytać innym w myślach?
Latać. Czytanie w myślach byłoby nie fair. Czułabym się oszustem i włamywaczem. a latać zawsze chciałam i chcę ^^
7. Jaką magiczną umiejętność chciałabyś posiadać?
Czy pisząc to pytanie autorka miała na myśli "Harego Pottera"? Chciałabym umieć oddychać pod wodą. Nie wiem czy to magiczna umiejętność, ale i tak bardzo bym chciała. 
8. Jaką komedię polecasz na urodzinowy wieczór z przyjaciółmi?
Nie wiem... Nie ogladam komedii. Ale pamiętajcie: NIGDY nie oglądajcie filmów duńskich. Ach... Zawsze śmiałam się z ich żartów tylko dlatego, że nie były śmieszne. A największe napięcie było wtedy gdy facet nie chciał pokroić ryby...
9. Jaka jest Twoja ulubiona piosenkarka?
Chyba nie mam. 
10. Co do Ciebie najbardziej pasuje: umiejętność pięknego rysowania czy ślicznego śpiewania?
Lubię rysować i śpiewać. Podobno ładnie rysuję, ale nie pięknie :)
11. Wolisz polski czy matematykę? Dlaczego?
Moje dwa ulubione przedmioty.... W tym roku ciekawszy jest j.polski. 

Nominowała mnie Ola z nasziherbatkiswiat.blogspot.com. Naprawdę ogrooooomnie dziękuję. Nie miałam pojęcia co napisać w tym poście i tak oto ta nominacja przybyła niczym zbawienie. 

________________________________________________________________________________
Czy wiecie, że " W mózgu kobiet znajduje się od 14-16 obszarów służących do oceny zachowania innych, mężczyźni zaś mają podobnych obszarów jedynie 4-6". Taka feministyczna anegdotka. Tak jak to, że mężczyznę jest łatwiej okłamać niż kobietę (udowodnione). W ogóle kobiety są mądrzejsze! Zależy oczywiście jakie. Niektóre to tylko by się sztucznie śmiały i gapiły w swe piękne odbicie. Choć i te są bardziej spostrzegawcze. 

Chyba napiszę niedługo jakiegoś posta. Machnę może jakąś absurdalność....

Pozdrawiam: STASIA ^^

czwartek, 24 października 2013

Masełko maślane, różowy róż

Co rusz słyszę "Masło maślane, masło maślane..."- człowiek może zwariować! Pomylisz się od razu słyszysz "to jak masło maślane". Phi! Człowiek ma prawo do pomyłek. No... Może lepiej nie nadużywać ich na j. polskim, ale... i tak ma prawo! Oto zbiorek moich "masełek" :3




Oparty na prawdziwych faktach- ulubiony przykład nauczycieli... " nie, nie... Jak może być prawdziwy fakt ?". No, ale przecież tak mówią w telewizji! A my oglądamy telewizję! Nawet kiedyś koleżanka powiedziała mi, że za dużo czytam książek, a za mało gapię się w ekran.

Pójdę się przejść- To wyciągnęłam od niejakiej Laury z "Jeżycjady". Czytaliście może?

Szybko się spieszyć- Ja to powiedziałam? W każdym razie może znaczyć to tyle co bardzo się śpieszyć. Więc co w tym nie tak? Dooobra wiem, ale ponarzekam sobie. 

Mały maluch- to jeden z tych... łatwych do wymyślenia "masełek" :3

Poświęcić ofiarę...

Cofnąć się do tyłu

Skoczyć do góry

Osiągnąć sukces

Nowa nowość

Silna moc

Niegłupi mądrala


A teraz z innej beczki. Zostawiam na chwilę masło. Przejdźmy do... sama nie wiem czego (nie, nie do Lorda Voldemorda) :o 

- Sucha Beskidzka nie jest sucha!

-  Woda jest za mokra!

- Dzieci są za dziecinne!

- Wiatr jest za wietrzny.

Jak nie macie na co ponarzekać to możecie sobie w ten sposób pomarudzić :D 


No to co... Do zobaczenia ;)

Mój nowy baner! Zrobiła go dla mnie Ola. Dziękuuuję! Jest śliczny!



piątek, 18 października 2013

Postos o językos

Piątek wieczór- czy nie ma lepszej pory na pisanie? W soboty zawsze coś wypadnie, w niedziele tradycyjnie spotkanie z najlepszą przyjaciółką, poniedziałek, wtorek nie dają mi chwili wytchnienia tak jak środa i czwartek. Pewnie odrobinkę dramatyzuję, bo godzinka się znajdzie- ale to nie na moje nerwy pisać ,kiedy mogę odpoczywać.

http://pl.123rf.com/photo_1906123_kolumny-w-karnaku-temple-luxor-egipt.htmlChyba ta szkoła może się do czegoś przydać. Do napisania np, posta. Bo gdzie znaleźć wenę jak nie w pełnym osobowości budynku? Zauważyłam, że jak tej weny szukam to jej nie znajduję, a jak zupełnie o niej nie myślę, dopada mnie. To miłe z jej strony^^ Dzięki niej, Patrycji, Marzence i Marcie powstaje ta krótka notka :D
Po lekcji polskiego nie mogłam odpędzić się od tych wszystkich starych nazw: prologos, stasimon, exodos, parados, orchestra, theatron... Siadłam sobie na ławce i tak o nich ględziłam. Spostrzegłam wraz z koleżankami z 2 gim. że dużo tych starych słów kończy się na "os". Ten grecki język był na prawdę pokręcony! Wszystko musiało brzmieć tak wzniośle. Nie wyobrażam sobie, żeby ludzie się tamtym językiem posługiwali. "Prologos" zamiast prolog... I tak oto w przypływie głupawki zaczęłyśmy pleść w "greckim języku" : "Sofolkos napisałos Antygonos", "Zębos w gębos", "kozos w nosos", "batonikos w rękos", "Stasios z blondos włosos"... Zajęcie bardzie pasjonujące ^^ Możecie spróbować. Tymczasem pozdrowię Was po "grecku".

Stasios Wasos Pozdrawios


sobota, 12 października 2013

Zakopana książkami :C

Płakać się chce człowiekowi. Czas płynie coraz szybciej, albo to ja działam na zwolnionych obrotach... Gimnazjum mnie zamęczy! Pamiętacie piękne czasy kiedy post pojawiał się tu co tydzień? To już bardzo daleka przeszłość. Duch szkoły złapał mnie w swoje sidła i nie daje mi grama wolności. Czuję, że Radosna Wariatka popada w ruinę. Nie mając nic innego do roboty, z wielką ochotą opiszę Wam mój... dzień. 

Na wielu blogach czytałam jak urocza jest ich droga do szkoły. Przechodzi się koło jezior, przez mosty. Można odetchnąć w miarę czystym powietrzem. Ja najpierw muszę przedostać się przez dawno nieodremontowany korytarz. Schodzę z niewielkiego wzniesienia przed blokiem. Potem spoglądam na kościół. Pomacham komuś w oknie. Mijam sklep i maszeruję czerwonym chodnikiem. Od czasu do czasu ulicą przejedzie samochód. Jakie to szczęście, że mieszkam na dosyć spokojnym osiedlu! Przechodzę przez ulicę z dawno wytartymi pasami. Koło mnie plac zabaw, przy placu przedszkole. Przy przedszkolu szkoła. Trzeba już tylko pokonać wąską ścieżynkę przecinająca mini łączkę-nie łączkę. Spogląda na mnie kamienny Tadeusz Kościuszko. 
Szkoła jak to szkoła. Szatnie, dzieci siedzące podczas przerw na podłodze. Lekcje, niektóre ciekawe inne zaś nie. Kilku nauczycieli, których darzę szczególną sympatią. Miejsca w których czuję się najlepiej. Uwielbiam siedzieć w bibliotece! Teraz już w niej nie przesiaduje, ale kiedyś... Wraz z przyjaciółką okupywałyśmy ją całymi przerwami. To czytając gazetę, książkę, ucząc się do sprawdzianu, drocząc się z bibliotekarzem.


Po szkole zjadam obiad i mknę na przystanek. Zazwyczaj wychodzę za późno i muszę sprintować. W autobusie jak mi się nudzi gapię się ludziom w oczy, żeby zobaczyć ich reakcje. Odwracają wzrok, próbują się na czymś skupić. 
Potem wysiadam. Ostatnio kierowca się do mnie uśmiechnął i zapytał na migi czy chodzę do szkoły muzycznej ^^ A jak? Chodzę! 
Szkołę muzyczną mamy odremontowaną, z nową salą koncertową. Złoszczę się, że musieli wybudować ją u nas. Teraz o wiele trudniej będzie dostać się na drugi stopień. Ludzie z innych miast zjeżdżają się, żeby do Jana Kiepury chodzić... Ech... No i pewnie kiedyś będę musiała wystąpić w niej  z chórem, albo z orkiestrą. Będą musieli mnie ze sceny na noszach wynosić. Mam straszliwy lęk przed sceną! Kiedyś tak się bałam przed popisem, że krzesło się razem ze mną trzęsło...
A potem do domciu. We wtorki o 19:00. Jest już ciemno. Można zobaczyć jak ktoś w oknie zasuwa roletę. Później idzie się i wyobraża co teraz ludzie robią  w swoich mieszkaniach. Zazwyczaj widzę panią w wałkach na głowie, z białymi włosami i fioletowym szlafrokiem :p

A teraz coś z innej paki:
*Ostatnio zjadłam największą pizze w moim życiu (a właściwie kawałek) 64cm!!!
*Turlałam się ze wzgórza z klasą. Byliśmy w górach.
*Śpiewałam kanibalistyczną piosenkę mojemu wychowawcy...

Pozdrawiam : Stasia


środa, 25 września 2013

Dzień języków obcych (KDN)#8

Międzynarodowy Dzień Języków Obcych 26.09.

Ostatnio nie miałam weny i czasu na pisanie. No i przypomniałam sobie (właściwie siostra mi przypomniała), że wprowadziłam dawno dawno temu (na początku wakacji) Kalendarz DN. A że nie mam pomysłów na żadnego posta zajrzałam do mego kalendarzyka i piszę... W końcu! Przepraszam Was za tak długą nieobecność! Aż wstyd!


Zażalenia (większa część posta. Języki obce nie wchodzą do mej łepetynki...):

  • Dlaczego nie ma jednego języka na świecie? Jest ich tak dużo, że aż w głowie się nie mieści- przynajmniej mojej. 
  • Dlaczego to ja mam rozumieć Anglika, a nie on mnie? W końcu... to ja jestem gościem w ich kraju- prawda? To gospodarz powinien się postarać abym mogła go zrozumieć...
  • Dlaczego ten angielski czyta się inaczej niż pisze? Nie lepiej czytać "langugage" ? Pośmiałabym się chociaż.
  • Dlaczego nauczyciele nie rozumieją, że mam swoje powody żeby nie uczyć się tego języka? Np... eee... Jestem patriotą! Tak- właśnie! Patriotą jestem.


Kiedyś byłam w Zakopanem- na wycieczce z klasą. Za nami szły Chinki... albo Japonki. Szły sobie i mówiły tym ich językiem. Mówi się, że polski język jest bardzo trudny w wymowie dla obcokrajowców, więc ja żebym mogła się pochwalić swoim ojczystym językiem zaczęłam nawijać "w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". Przyjaciółka zaczęła już kręcić oczami. Więc przerzuciłam się na "konstantynopolitańczykiewiczówna". Niestety Chinki (albo Japonki) odeszły... Ech. jestem ciekawa czy słyszały moje przechwałki i czy były zdziwione.

Kiedyś jechałam autobusem. Nagle kierowca zaczął się wydzierać "Za mało pani zapłaciła! Tylko 3, 20zł a w autobusie inaczej się płaci!!!" Pewna pani zaczęła się rozglądać. Niestety była z innego kraju i nie wiedziała czy to do niej. Usiadła. Kierowca nadal swoje. Więc podeszła do okienka. Kierowca jej mówi, a ona tępo na niego spogląda i się nerwowo uśmiecha. Mężczyzna  nie domyślił się, że owa kobieta nic nie rozumie, a jak już, to dopiero po dłuższej chwili... Jestem ciekawa jak ta pani sobie poradziła :D

A tu taka zabawna pioseneczka. najpierw śpiewa ją się tak:
Hanka modro oka nie siadywaj u potoka
Hanka modro oka nie siadywaj tam
Bo w potoku woda toczy, ona zmyje twoje oczy
Hanka modro oka nie siadywaj tam.

Potem wszystkie samogłoski zmienia się na jedną np. i. Tak więc wychodzi:

Hinki midri iki ni sidiwij i pitiki
Hinki midri iki ni sidiwij tim
Bi w pitiki widi ticzi, ini zmiji twiji iczi
Hinki midri iki ni siidiwij tim.

No to chyba tyle... Macie jakiś pomysł na posta? Jak tak to pomóżcie! Radosną Wariatkę opuściła na chwilę wena... 

Pozdrawiam (jak tam pierwszy miesiąc szkoły?)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Liebster Award #5,6

Witam, cześć i czołem!
Nie wiem co mam o tym myśleć... Oto zostałam nominowana i to znowu, a kiedyś myślałam, że to nigdy nie nastąpi. Dlatego miło mi, że mogę rozpisać tę nominację. Dały mi ku temu możliwość Bona Von Turka oraz Kolorowe stworzonko, którym szczerze za to dziękuję ^^


Pytania Bona Von Turki:

1. Dajmy na to, że idziesz do nowej szkoły. Będziesz się starała wyglądać na osobę ekscentryczną, z pasją, czy raczej upodobnisz do tłumu?
Chyba tą ekscentryczną z pasją. Ja nie umiem siedzieć cicho dłużej niż pięć minut, dlatego w moim przypadku upodobnienie się do tłumu jest raczej niewykonalne- nawet jakbym chciała ;)
2.Gdy kupisz nową rzecz, np. piórnik, od razu pokrywasz go mnóstwem własnych rysunków i bazgrołów, czy do końca roku utrzymujesz w idealnej czystości? 
Mnie aż rączki świerzbią żeby pisać po moim piórniczku. Oczywiście zawsze na początku, gdy jeszcze jest nowiutki i śliczniutki mówię, że będzie on już zawsze czysty, ale jeszcze nigdy mi się to nie udało...
3. Umówiłaś się z koleżanką na wspólny wypad za miasto. Masz już wszystko przygotowane gdy nagle Twoja mama staje okoniem i nie daje Ci kasy na busa. Koleżanka czeka na przystanku dwa kilometry od Twojego domu (potem chcecie pójść dalej piechotą). Co robisz? 
Chyba przetrzepuje wszystkie kieszenie szukając kasy na busa. :)
4.Masz w klasie okropnego babsztyla imieniem Ada. Na wakacjach nowo poznana dziewczyna przestawia się jako Ada. Nie mów mi, że w ogóle nie zrobi Ci to różnicy... 
Chyba nie zrobi mi to różnicy. Kiedyś własnie mój znienawidzony "kolega" miał tak samo na imię jak ten z mojej klasy. A tego z klasy lubiłam i lubię ;) Myślę, że z Adą byłoby tak samo.
5.Co będziesz myślała o sobie dzisiejszej za 30 lat? 
Nie wiem... że byłam głupiutka i że pewnie teraz wstydziłabym się za to co kiedyś wyczyniałam? Nie wiem co się stanie z moim umysłem i osobowością przez te lata...
6. W restauracjach zamawiasz zawsze te same, sprawdzone potrawy, czy eksperymentujesz z nowymi? 
Sprawdzone potrawy. Chyba, że nazwa i wygląd ogólny brzmi/wygląda naprawdę ciekawie i smacznie. :p
7.  O jakiej porze dnia najlepiej czyta Ci się książki? 
Wieczorkiem i rano. Wieczorem książka potrafi mnie bardziej przestraszyć niż w dzień, a rano lubię czytać z poduszką i kołderką pod głową- wygooooda!
8. Miałaś kiedyś okazję wysłać do kogoś prawdziwy list? 
Chyba raz mi się zdarzyło. Szkoda, że teraz wysyła się SMS zamiast listów... Papierowa wersja jest o wiele ciekawsza.
9. Też próbowałaś kiedyś stanąć na głowie, aby się przekonać, czy wtedy naprawdę niebo jest na dole? 
I to nie raz... Na filmach wygląda to o niebo lepiej ^^
10. Jaką rzecz MUSISZ mieć w kieszeni aby spokojnie wyjść z domu? 
Jak mam katar to chusteczki (chociaż i tak zapominam je wziąć) i komórkę (chociaż często zapominam jej barć). Jak teraz na to tak patrzę to chyba nie ma takiej rzeczy ;)
11. Czy zdarzyło Ci się gapić się na ludzi w kolejce u lekarza i wymyślać niestworzone historie o ich przeszłości? (Np. że ta pani przed Tobą ma takie czerwone oczy ponieważ dawno, dawno temu zabiła swojego męża i teraz jest Wieczną Płaczką i nie umrze, póki  nie wyleje tony łez i takie tam...)
Czasem tak robię, ale nie w kolejce u lekarza. w kolejce u lekarza jestem przygnębionym człowiekiem...
Pytania Kolorowego Stworzonka:
1. Wolisz się ubierać raczej kolorowo i dziecinnie czy raczej nosić ciemne, mroczne ubrania? 
Zależy... Lubię tak i tak. Aczkolwiek te mroczne ubrania nie są aż tak bardzo, bardzo ponure.

2. W jaki sposób dowiedziałaś się, że Święty Mikołaj nie istnieje? Ile miałaś wtedy lat? 

W trzeciej klasie podstawówki przestałam wierzyć w Świętego Mikołaja. Głównie przez moją siostrę, która kiedyś powiedziała mi, że pani z religii przyznała się iż Święty Mikołaj nie przynosi prezentów. Jak to się mówi : "Zniszczyła mi dzieciństwo!" :-D

3. Czy idąc kiedyś chodnikiem, tak się zamyśliłaś, że wpadłaś na jakąś osobę/słupa? 

Mam tak często. O wiele za często...

4. Co twoim zdaniem jest lepsze: cieszenie się z małych rzeczy, które mamy na co dzień, czy euforia z powodu wielkich sukcesów bez doceniania drobnostek? 

Ooo... Chyba to pierwsze. Lepiej być radosnym codziennie niż tylko czasami. A jeśli ktoś cieszy się z tych drobnych rzeczy to i wielkimi będzie się radował.

5. Jakiej muzyki słuchasz? Masz ulubiony zespół i piosenkarza? 

Uwielbiam klasyczną! Czasem mam ochotę płakać ze wzruszenia kiedy jej słucham. 

6. Wiesz, może co oznacza skrót ZHP? (bez pomocy wujka google :D )

Umch... Eee... Aaa... yyy... Chyba nie. Ale będę strzelać! Zgromadzenie Harcerzy Polskich? Tak zgaduję. Znając autorkę bloga :-D

7. Masz ulubiony smak żelków? Albo ulubionego producenta tych słodyczy? 

Lubię misie żelki z Haribo. :p

8. Co cenisz sobie bardziej u drugiego człowieka: szczerość czy dobry humor? 

Obydwie rzeczy lubię tak samo. Nie lubię ludzi posępnych i kłamliwych.

9. Jak myślisz: czemu większość ludzi woli przypasowywać się do innych ludzi zamiast być sobą?

Nie powiedziałabym, że większość. Raczej ich część. Może dlatego, że nie czują się pewnie w towarzystwie, więc po prostu wolą się dopasować, albo chcą być kimś i myślą, że nim nie są? Prawdę mówiąc nie wiem...



10. Jaka jest najgłupsza rzecz zrobiona przez Ciebie w całym życiu?
Tylko jedna? Robiłam dużo głupich rzeczy... latałan wszędzie z koleżanką i chomikiem syryjskim wmawiając każdemu znajomemu, że to krzyżówka chomika ze szczurem i że moja koleżanka znalazła go w lesie, a ogon ma taki krótki gdyż mu rośnie?(hehe... nabierali się^^) 


11. Jak sądzisz: jakiego koloru jest lustro? Przypomnę że nie ma przezroczystego koloru :D
Ooo... Ciekawe pytanie. Sądzę, że jest koloru srebrnego.

Nominuję:

1. wielobarwny.blogspot.com
2. sztukiibanaluki.bloog.com
3. sparkling-miniatures.blogspot.com


Moje pytania:
(wszystkie pisane w rodzaju żeńskim gdyż nie ma tu żadnego autora bloga, tylko same autorki ^^)

1. Kolega zwymiotował Ci w autokarze na buty- co robisz?
2. Czy kiedykolwiek bawiłaś się w fryzjera będąc dzieckiem?
3. Czy głupawka jest Ci obca?
4. Jak dałabyś na imię córce?
5. Najgorsze imię według Ciebie? 
6. Czy masz, albo miałaś kiedyś jakąś kolekcję? Jak tak to jaką?
7. Czy miałaś jakąś przygodę w lany poniedziałek?
8. Możesz dostać dwie jedynki (nie wnikajmy dlaczego dwie) ponieważ nie przyniosłaś pracy domowej. Jaka według ciebie jest najlepsza wymówka? (nie wliczając w to mówienia prawdy!)
9. Czy uprawiasz jakiś sport?
10. Jaka jest najdziwniejsza rzecz jaką zjadłaś w całym swoim życiu?
11. Czy masz strach przed sceną?

Zapraszam na 

wtorek, 27 sierpnia 2013

Voldemorczyca z nosem

Dzisiaj jakiś pokręcony sen miałam! Ten z grupy "pamiętam tylko fragment". Bardzo się cieszę, że cały mi z głowy nie wypadł, przez co mogę się nim z Wami podzielić :-) 
________________________________________________________________________________


Noc. Stoję koło parkingu. W tym śnie operuję tajemnymi mocami, a dokładnie różdżką i zaklęciami z " Pottera". Podchodzą do mnie ludzie z mojej drużyny, drużyny dobrych. Musimy pokonać Voldemorczyce (damską wersję Lorda Voldemorta, tyle że z nosem). Żeby tego dokonać muszę zniszczyć jej auto. Nie pytajcie dlaczego, sama nie mam pojęcia. Bardzo stresuję się tym zadaniem, od tego zależą losy świata! Idę pod osłoną księżyca na parking. W końcu znajduję się na postumencie z którego dostrzegam czarne auto Voldemorczycy. Muszę zmienić jego kolor, jak to zrobię zła czarownica na pewno go nie pozna i nie będzie mogła odjechać. Skupiam się i myślę "chciałabym aby ten pojazd stał się czerwony". O dziwo nie muszę używać żadnych zaklęć. Po prostu macham różdżką i myślę o tym co zamierzam wyczarować. Na mój rozkaz auto staje się krwistoczerwone. "Nie... Voldemorczyca zauważy, że takiego auta tu wcześniej nie było i domyśli się wszystkiego". Zmieniam kolor na srebrny. O niczym nie wiedząca rodzinka wsiada do niego gdyż pomyliła go ze swoim autem. Nie wnikam dlaczego samochód nie był zamknięty... Najważniejsze jest to, że rodzinka odjechała wraz z owym pojazdem.  Dwóch facetów z początku snu bardzo mi gratulują i w ogóle. Nagle znajduję się w ciemnym pokoju. Moja siostra jest przywiązana do krzesła. Zostałyśmy porwane przez Voldemorczyce. Kobieta chce mnie zabić. Mruczy pod nosem zaklęcia. Jestem przerażona! Macham różdżką. Voldemorczyca zostaje obwiązana sznurem. Za pomocą czarów uwalnia się z jego uścisku. Próbuje mnie zaczarować ale jej się nie udaje. Po raz kolejny obwiązuję ją magicznym sznurem, rzucam zaklęcie żeby szary plaster obkleił jej buzię. a potem... Potem mówię "avada kedavra". Od razu myślę sobie "Pójdę do Askabanu! Tak nie wolno!!!". Ale Voldemorczycy nic się nie dzieje. Powtarzam zaklęcie 10 razy, nic. Próbuję inną metodę- tortury. "Crucio"- wołam. I znów pojawia się myśl "Pójdę do Askabanu!!!". Kobieta wije się po podłodze. Na koniec krzyczę "avada kedavra" i  Voldemorczyca ginie. Uwalniam moją siostrę i uciekamy. Radości wszystkich nie ma końca "Stasia zabiła Voldemorta" mówią. Niestety Voldemorczyca powstaje z umarłych. No tak! Horkruksy! Voldemorczyca mnie porywa i znów ginie i tak w kółko i w kółko.


Wiem, że śniło mi się coś jeszcze, ale ten fragment zapamiętałam najbardziej. Wbrew pozorom nie jestem psyhofanką "Harrego Pottera". Mam nadzieję, że coś zrozumieliście z mojego pokręconego opisu i że nie uznacie mnie teraz za wariatkę. :p

Pozdrawiam: Stasia

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Historia naszej poprzecznej przyjaźni :3

No to czas na tekst z serii "z życia wzięte". Dawno takich nie umieszczałam, więc napisałam jeden świeżutki pościk. Mam nadzieję, że Was nie zanudzi. No to... do roboty!
__________________________________________________________

Jak to w szkole bywa, z jednego przedmiotu jest się dobrym z drugiego złym. U mnie tak się stało, że nieźle radziłam sobie z muzyki. Nutki nie były dla mnie hieroglifami, a i naukę na flecie prostym szybko sobie przyswoiłam. Dlatego pani z muzyki zaczęła zachęcać mnie do Szkoły Muzycznej. Więc sobie pomyślałam "Jeżeli pani chce żebym kształciła się muzycznie, to może nie jestem taka kiepska?". Dumałam, dumałam aż w końcu stwierdziłam, że mogę spróbować. Niestety to nie było takie proste, bo... na jakim chciałabym grać instrumencie? Gitara- to było pierwsze co przyszło mi do głowy. Trzymałam się tej myśli, aż w końcu przerodziła się ona w postanowienie. Radzono mi też flet poprzeczny "Skoro na flecie prostym ładnie grasz, to może powinnaś grać na flecie poprzecznym?". Ok. Postanowiłam, że flet będzie moim rezerwowym instrumentem. W końcu nadszedł ten dzień. Przesłuchanie. Stałam sobie na korytarzu z trzęsącymi się dłońmi i bolącym brzuchem. Zza obitych skórą drzwi wyłaniały się dzieci. Jakiś pan wymówił moje imię i nazwisko. Poszłam.
Cztery pary oczy wierciły we mnie niewidzialne dziury.
- Dzień dobry!- powiedziałam to strasznie piskliwym głosem.
-Zaśpiewaj nam coś- zaproponował jeden z panów.
"Wiosna". Ten utwór sobie przygotowałam. W domu nawet ładnie mi szło, ale z widownią... mój śpiew można było wtedy porównać do jeżdżeniem paznokciem po tablicy. Zrobiło mi się smutno- teraz na pewno mnie nie przyjmą.
Potem kazali mi klaskać, śpiewać "lala" z pianinkiem i mówić czy naciskają "dużo", "dwa" czy jeden klawisz.
Na końcu spojrzeli w dokumenty, gdzie napisałam, że chcę grać na gitarze.
-Na gitarę jesteś za stara- tak mi powiedzieli! No to wybrałam flet.
To jednak nie był koniec.
-A instrument rezerwowy?- zatkało mnie.
-Eee...
 Pokazali mi ulotkę i wybrałam (nie wiem dlaczego) puzon!
-Naprawdę chcesz grać na puzonie?- nauczyciel spojrzał na mnie niepewnie.
-Eee... Tak.
W końcu wyszłam! Hip, hip, hurra!
- Będę grać na puzonie- oznajmiłam rodzince- jakby flet nie wypalił.
-Co?! Przecież to jest większe od Ciebie! Dziecko!
"Ups" pomyślałam. No ale co! Spanikowałam na przesłuchaniu.
Potem wszyscy się śmiali wyobrażając sobie mnie z puzonem. Na szczęście dostałam się na flet. Gram już rok i mam fioła na punkcie tego instrumentu. A jak tylko usłyszę jego dźwięk to widzę przed oczami łąki- tak pięknie grają profesjonaliści. Uwielbiam ten instrument, naprawdę. Chociaż ja jestem dopiero początkującym, ale może kiedyś, gdy skończę drugi stopień (o ile się na niego dostanę :D) mój dźwięk będzie przywodził na myśl łąki i góry- kto wie!
Muszę się do czegoś przyznać. Na pierwszym półroczu chciałam wypisać się jakieś dziesięć razy... Taaa... Teraz nawet przez głowę mi to nie przechodzi, ale wtedy. Na szczęście przyjaciółka stopniowo oddalała ode mnie myśl odejście z Szkoły Muzycznej. Nie wiem czy słyszeliście jak gra osoba z trzymiesięcznym doświadczeniem :D Słuchających ręce świerzbią żeby wyrzucić flet przez okno ;)

A tutaj śliczne nagranie :3


_________________________________________

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam na śmierć, prawda? Pozdrawiam serdecznie:Stasia