Płakać się chce człowiekowi. Czas płynie coraz szybciej, albo to ja działam na zwolnionych obrotach... Gimnazjum mnie zamęczy! Pamiętacie piękne czasy kiedy post pojawiał się tu co tydzień? To już bardzo daleka przeszłość. Duch szkoły złapał mnie w swoje sidła i nie daje mi grama wolności. Czuję, że Radosna Wariatka popada w ruinę. Nie mając nic innego do roboty, z wielką ochotą opiszę Wam mój... dzień.
Na wielu blogach czytałam jak urocza jest ich droga do szkoły. Przechodzi się koło jezior, przez mosty. Można odetchnąć w miarę czystym powietrzem. Ja najpierw muszę przedostać się przez dawno nieodremontowany korytarz. Schodzę z niewielkiego wzniesienia przed blokiem. Potem spoglądam na kościół. Pomacham komuś w oknie. Mijam sklep i maszeruję czerwonym chodnikiem. Od czasu do czasu ulicą przejedzie samochód. Jakie to szczęście, że mieszkam na dosyć spokojnym osiedlu! Przechodzę przez ulicę z dawno wytartymi pasami. Koło mnie plac zabaw, przy placu przedszkole. Przy przedszkolu szkoła. Trzeba już tylko pokonać wąską ścieżynkę przecinająca mini łączkę-nie łączkę. Spogląda na mnie kamienny Tadeusz Kościuszko.
Szkoła jak to szkoła. Szatnie, dzieci siedzące podczas przerw na podłodze. Lekcje, niektóre ciekawe inne zaś nie. Kilku nauczycieli, których darzę szczególną sympatią. Miejsca w których czuję się najlepiej. Uwielbiam siedzieć w bibliotece! Teraz już w niej nie przesiaduje, ale kiedyś... Wraz z przyjaciółką okupywałyśmy ją całymi przerwami. To czytając gazetę, książkę, ucząc się do sprawdzianu, drocząc się z bibliotekarzem.
Po szkole zjadam obiad i mknę na przystanek. Zazwyczaj wychodzę za późno i muszę sprintować. W autobusie jak mi się nudzi gapię się ludziom w oczy, żeby zobaczyć ich reakcje. Odwracają wzrok, próbują się na czymś skupić.
Potem wysiadam. Ostatnio kierowca się do mnie uśmiechnął i zapytał na migi czy chodzę do szkoły muzycznej ^^ A jak? Chodzę!
Szkołę muzyczną mamy odremontowaną, z nową salą koncertową. Złoszczę się, że musieli wybudować ją u nas. Teraz o wiele trudniej będzie dostać się na drugi stopień. Ludzie z innych miast zjeżdżają się, żeby do Jana Kiepury chodzić... Ech... No i pewnie kiedyś będę musiała wystąpić w niej z chórem, albo z orkiestrą. Będą musieli mnie ze sceny na noszach wynosić. Mam straszliwy lęk przed sceną! Kiedyś tak się bałam przed popisem, że krzesło się razem ze mną trzęsło...
A potem do domciu. We wtorki o 19:00. Jest już ciemno. Można zobaczyć jak ktoś w oknie zasuwa roletę. Później idzie się i wyobraża co teraz ludzie robią w swoich mieszkaniach. Zazwyczaj widzę panią w wałkach na głowie, z białymi włosami i fioletowym szlafrokiem :p
A teraz coś z innej paki:
*Ostatnio zjadłam największą pizze w moim życiu (a właściwie kawałek) 64cm!!!
*Turlałam się ze wzgórza z klasą. Byliśmy w górach.
*Śpiewałam kanibalistyczną piosenkę mojemu wychowawcy...
Pozdrawiam : Stasia