Bez zbędnych wstępów...

„Męczarnie! Po co ja się tam w ogóle zapisywałam! Trzeba było dać sobie spokój, ale nieee, Małgorzata zawsze wie najlepiej co dla niej dobre”. Gosia bierze potężny łyk herbaty, po czym wyjmuje z plecaka pudełeczko maślanych ciasteczek. Chrupie w spokoju jedno, potem drugie, otwiera zeszyt z polaka i wzdychając ciężko zaczyna odrabiać jedną z tych głupich prac domowych pt. uzupełnij tabelkę.
Czwartek to dzień, którego na tym świecie w ogóle nie powinno być. Nie dość, że człowiek namęczy się w szkole, nie dość, że zasapie się na śmierć gnając za uciekającym autobusem, nie dość, że wykończy go parszywiec, który śmie nazywać się bratem, to jeszcze - jakby tego wszystkiego było mało – musi przetrwać wywody znudzonej nauczycielki szkoły muzycznej na temat „arcyciekawej” historii muzyki. Równie dobrze można postawić na sobie dorodny, czerwony krzyżyk. A Truposzka nie lubi stawiać dorodnych, czerwonych krzyżyków. Nic więc dziwnego, że gdy tylko dostanie pozwolenie na opuszczenie lekcji, gna ile sił w nogach do swej pieczary, do swojego stolika, zamawia najlepszą na zmartwienia herbatkę z cytrynką i słucha płynącej z czarnego radyjka muzyki jazz. „Music cafe” - raj na ziemi dla osobników trupiego pokroju.
Na dworze wiatr bawi się wełnianymi szalikami, podnosi je do góry, delikatnie nimi kołysze, wkrada się pod grube warstwy zimowych kurtek, wywołując grymasy na ludzkich twarzach. Ten się krzywi, tamten się krzywi, a inny nie zwraca szczególnej uwagi na psikusy rozbrykanego wietrzyka.
- Jasiek? A to daleko jest? – Hela przeskakuje zamarzniętą kałużę, wywijając tym samym koziołka na śliskim chodniku.
Jaś uśmiecha się rozbawiony – Sam prawdę mówiąc nie wiem. Nie chodzę po kawiarniach…
-Jak to NIE wiesz? – dziewczyna klepie się zrezygnowana w czoło – Zgubimy się, ja ci to mówię. Już nigdy nie dotrzemy do swych domów, a ludzie będą wspominać nas jako tych, co ich twarze ujrzeć można było w każdym autobusie zaraz pod napisem „zaginieni”. Wiesz… Gosia może sobie poczekać. I tak nie trafimy. Nie wydajesz się dobrym przewodnikiem, nie żeby coś…
- Ja nie jestem dobrym przewodnikiem? Wolne żarty! Znam to miasto jak mało kto!
- Tak? Więc gdzie jest Żyleta?
- Tam gdzieś… w mieście. No tam przy tych blokach wiesz których.
- Nie – Helenka uśmiecha się chytrze.
- A tam, a tam… A tak w ogóle to po co chcesz spotkać się Małgosią?
- Hehe… zmieniamy temat, jak widzę. Niech ci będzie. Chcę ją poprosić o zeszyt z matmy, znaczy… dać jej też taką duuuuużą czekoladę z orzechami. No bo wiesz… uratowała mi palca wskazującego, przed niechybnym wykrwawieniem. No i… wiesz, Gosia jest fajna. Miło by było się z nią przejść, porozmawiać. A w szkole nie zawsze jest czas. Myślisz, że się narzucam?
Jasiek patrzy uważnie na Helę. Fajna dziewczyna, lekko stuknięta i dziecinna, ale w porządku. Ech… i narzuca się jak mało kto, ale… przyda się. Trzeba jakoś odpłacić się siostrze pięknym za nadobne.
- No co Ty! Nie narzucasz się… może trochę, ale… chcesz jej dać czekoladę, nie? No to masz usprawiedliwienie.
- Mm... powiedzmy. A tak w ogóle to w jaki sposób jesteś z nią spokrewniony?
- To dość skomplikowane… No wiesz… Eee… Mam mamę i …mama ma ojca, a ojciec ma brata, który ma żonę, która ma szwagra, który ma córkę i ta córka ma córkę i to jest właśnie dla mnie Gosia.
(w skrócie: siostra)
- Aaa… No tak. To… spoko.
- No, tu jest szkoła muzyczna – Jasiu wskazuje biały budynek z wizerunkiem Jana Kiepury. Mężczyzna patrzy do góry. Nawet jest jakiś bardzo niewyraźny napis „trzymajcie wysoko sztandary muzyki Polski”. – i tu gdzieś się skręca… Tak myślę.
Nim chłopak zdąży cokolwiek powiedzieć Hela podbiega do wysokiego, chudego mężczyzny i uderza piskliwym głosikiem:
- Czy nie wie pan gdzie jest kawiarenka muzik kafe?
-Umh… A dostanę coś za tę wiadomość?
Dziewczynka patrzy zdezorientowana na mężczyznę.
- Eee… uśmiech?
- Okej. No to skręćcie za ogrodzeniem w prawo.
- Dziękuję.
- Co to miało być?! – Jasiek patrzy na Helę.
- Na ogół mówisz dziękuję kiedy… eee… chcesz okazać komuś wdzięczność, albo chcesz być miły.
- Poradziłbym sobie!
- Ale co ty taki przewrażliwiony? Zosia samosia, czy jak?
- Ech… No, to wyglądało jakbyśmy byli jakimiś sierotkami! Nie musimy nikogo prosić o pomoc, przynajmniej ja… - wymowne spojrzenie skierowane na oburzone dziewczę.
- No i? Jejku… Normalnie jak Gosia! Tylko Ty potrafisz mówić, a ona nie bardzo. Wiesz, ludzie to są… ludzie.
- Łał… mądre.
- Och! Daj skończyć! Ludzie po coś są, co nie?
- Dobra, dobra. Jesteśmy na miejscu…
- Coraz mniej cię lubię. Kochasz zmieniać temat, co? – Hela uśmiecha się serdecznie.
- Ja zmieniam temat? No raczej nie – Chłopak otwiera brązowe, stare, przedpotopowe drzwi.
Gosia rzuca przelotne spojrzenie na gości. Wraca do książki… i zaniepokojona po raz kolejny spogląda w stronę drzwi. Coś się tu nie zgadza. Ten chłopak wygląda jak potwór, albo i gorzej… jak ten którego imienia nie wolno wymawiać, jak J przeklęty, a obok niego stąpa roześmiana… Helenka? Nie, nie to są zwyczajne przewidzenia. Niech to będą zbawienne omamy! Jeżeli tu jest ON i Hela to znaczy, że trupia jaskinia, miłe schronienie jest już skażone i… czyżby to była ostatnia wizyta w tym przytulnym miejscu? Przecież… jak oni się dowiedzieli? Ech… Hela jeszcze ujdzie, ale ten parszywy, zapchlony, gnijący, wyperfumowany bąbel nie ma prawa tu być!
- Cześć Gosiu – pół nieszczęścia podchodzi uśmiechnięte do zdruzgotanej Truposzki.
- Witaj… co cię tu sprowadza? – a w myślach „po jakie licho zakłócasz mój święty spokój?!”
- Ja… przyszłam z twoim kuzynem - Hela odwraca się i ze zdumieniem stwierdza, że w pomieszczeniu nikogo nie ma. Gdzie podział się Jasiek? Pewnie zaraz wróci. Przełyka ze zdenerwowaniem ślinę. – No, przed chwilą tu był, słowo.
- Wierzę ci, ale powiedz dlaczego postanowiłaś spotkać się ze mną w tym ponurym, mrocznym miejscu w tak zimny dzień? Raczej nie kierowały tobą przyziemne pobudki, prawda? – Twarz Truposzki nie zdradza żadnych uczuć. Nie zadrga jej żaden mięsień jakby była posągiem, nie człowiekiem. - Musiałaś być niezwykle zdeterminowana, żeby znaleźć mnie w środku miasta. Co tu tak naprawdę robisz, Helu?
Dziewczynka otwiera szeroko oczy. Jedyne co przychodzi jej do głowy to wielkie, naszpikowane wykrzyknikami „Że co?!”. Mimo to próbuje przybrać pewną siebie minę.
- Co ja tu robię? Wyznam ci to z pełną szczerością… - poważny ton już po chwili ustępuję zwykłemu, radosnemu popiskiwaniu - no dobra, Gosia, ja tak nie potrafię. Nie rozumiem jak Ty to robisz! – Hela wybucha śmiechem doprowadzając swoje policzki do stanu czerwoności – jesteś genialna!
Dementorzyca patrzy zrezygnowana na swego rozmówcę. Powieka jej nie drgnie. Bębni swymi niemiłosiernie chudymi palcami o blat, aż w końcu spogląda w szare, okrągłe oczęta koleżanki.
- Słyszałaś kiedyś TĘ historię o bliźniakach?- płomyk świeczki błyszczy tajemniczo w zwężonych źrenicach Truposzki.
- Nie…
-Matka, zapalona malarka spodziewała się dzieci. Dokładnie dwójki… dziewczynki i… chłopca – głos Dementorzycy jest gruby i ponury, a jego posiadaczka aż za dobrze o tym wie – Podczas porodu stało się coś strasznego. Chłopiec zaczął zaciskać swoje małe, chude paluszki, na szyi małej siostrzyczki. Coraz mocniej i mocniej, ale nic jej nie zrobił… jak na razie. Rodzeństwo dorastało, a chłopiec co noc, gdy już osiągnął odpowiedni wiek, siadał przy swojej bliźniaczce, gdy ta zapadła już w sen i patrzył na nią swym nieobecnym wzrokiem. Co takiego mogło kryć się w tej główeczce, nic podejrzanego, prawda?
Hela wzdryga się. To wcale nie jest śmieszne, tylko chore! Teraz wszystko staje się jasne! Truposzka uczęszcza na wizyty u psychiatry! A jak potrafi czytać w myślach? I teraz wie co sobie Helenka o niej myśli?! Nie, raczej nie… chyba. Hela patrzy zaniepokojona na towarzyszkę.
-Chłopiec zaczynał popadać w obsesje, kiedy się dało podkładał siostrze nogę, straszył ją po nocach, stukał w ścianę, wysyłał tajemnicze listy… wysłali go do psychiatry, ale dopiero gdy dziewczynka popadła w depresję – Dementorzyca zaczyna mówić coraz szybciej. – Chłopiec siedział w zakładzie dla niezrównoważonych psychicznie i myślał tylko o jednym – o zemście, nie na rodzicach, na bliźniaczce. Pewnego dnia, gdy dziewczyna, niczego nieświadoma szła nakarmić bezdomne pieski…
- Bezdomne pieski? Serio? – Hela chichocze, lecz po chwili poważnieje. Koleżanka poskramia ją swym bazyliszkowym spojrzeniem.
- Tak, bezdomne PIESKi – cedzi przez zęby – Zaatakował ją jej rodzony brat, ale nic nie zrobił… jeszcze. Podobno dziewczyna jest na liście zaginionych, ale ktoś próbuje zatuszować sprawę… Dowiedziałam się o tym ja ,a teraz i ty. Trzeba mieć się na baczności – w kawiarence roznosi się upiorny chichot, najwidoczniej oszalałej Małgorzaty.
-Tak jaaaasne… a ja jestem różowa pantera i morduję mrówkojady! Ha, ha, ha!
- Może… - Truposzka przygląda się Helence.
- Martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie.
- Tak wszyscy mówią i kończą w psychiatryku… Tak jak ten z opowieści.
- Przecież go znasz. – Małgosia uśmiecha się chytrze.
- Kogo?
- Tego z opowieści.
- Taaaaak?... – Hela zastanawia się czy to jest ten moment w którym powinna wybuchnąć śmiechem.
- Oczywiście. Przyszłaś tu z nim…
- Z Jaśkiem? No co ty!
- Znasz go?
- Nie bardzo…
- No właśnie.
- Ale twój kuzyn nie jest psychicznie chory!
- Mój kuzyn powiadasz? – Truposzka wstaje od stołu, na jej twarzy rozkwita podejrzanie szeroki uśmiech – Powiedział ci tak, prawda?
- No…
- Widzisz? Już cię okłamał, Jan to mój…
- Taaaak?
- Jan to mój… - Truposzka dodaje napięcia.
- taaaak?
- Jan to mój….
- Weź przestań! To wcale nie dodaje grozy scenie. Tylko mnie rozśmiesza. Od razu widzę umierającą, żabę przed oczami. Wiesz, tak mówiła żaba ze Shreka, a potem… umarła – Hela śmieje się.
Dementorzyca próbuje utrzymać ponury wyraz twarzy, ale po chwili zanosi się czymś na zwór rechotu i chichotu w jednym. Najwidoczniej nietrudno jest zapomnieć, jak śmieje się normalny, przeciętny człowiek.
- Eeee…
- Zapomnij o tym! – Gosia w mgnieniu oka przybiera grobowy wyraz twarzy. Przykłada dziewczynie palec do ust – Jeśli kiedykolwiek ktoś się o tym do wie…
- Weź gadaj jak człowiek! To zaczyna się robić nudne. Ciągle tylko… „ponury nastrój”, „grobowa mina”, „psychiczna gadka szmatka”, „ponura mina”.
- Ach tak? – Truposzka uśmiecha się chytrze – Jan to mój brat.
- Co?! –szczęka Heli dosięgłaby podłogi jakby mogła – Serio?! I on naprawdę dusił cię w dzieciństwie?! – po chwili namysłu dodaje– Nie, co ja plotę… Jak noworodek mógłby zrobić coś takiego… Nigdy nie wiadomo kiedy żartujesz! Ale to oznaczałoby, że mnie okłamaliście! Dlaczego?! Mówiłaś, że nie masz brata, nie pamiętasz?! No i ja powiedziałam Jaśkowi, że mi tak powiedziałaś. A on mi na to, że jest twoim kuzynem. O co w tym wszystkim chodzi? I czy on mieszka w zakładzie psychiatrycznym?!
- Chciałabym – Truposza patrzy z rozmarzeniem w dal.
- Nie strasz! Ale wy jesteście bliźniakami?
- Mmm… - Dementorzyca po raz kolejny wstaje, lecz tym razem zmierza do wyjścia.
- Ej, zaczekaj! – Hela biegnie za nią, pełna entuzjazmu i niezadanych pytań.
Gdy znajdują się już na dworze, nie wytrzymuje i zaczyna:
- No to jesteście bliźniakami?
- Na papierze tak… Ale to potwór jest nie człowiek. Sama widzisz co zrobił. Zaprowadził cię do kawiarni, a potem uciekł.
- Ja was nie rozumiem. Dlaczego on tak zrobił?
Truposzka uśmiecha się ponuro.
- Ej, ty wiesz! Powiedz! – Hela rusza zniecierpliwiona rękami -Ja chcę wiedzieć! Przyszłam aż tutaj, no i… no weź, powieeeedz!
- Ale przysięgnij, że nikomu nie powiesz o NIM – Gosia się wzdryga.
- Jaaaasne…
- Chodzi o to, że chciał mi dokuczyć, wyręczając się tobą. Wiedział, że nie lubię jak ktoś przeszkadza mi w czymkolwiek.
- Aha… - Hela uśmiecha się smutno. Czyli to, że Truposzka tak ją lubi, to zupełne kłamstwo, nieprawda…
- Ale możemy się na nim odegrać – Gosia chichocze po swojemu.
- Ja tam się cieszę, że mnie tu zaprowadził. – dziewczynka ożywia się i podskakuje wesoło – Prawdę powiedziawszy nigdy nie powiedziałaś przy mnie aż tak dużo!
- Hmmm… - Truposzka popada w stan zadumy. W ten sposób dochodzą do przystanku autobusowego.