.navbar { display:none; }

sobota, 8 marca 2014

Zardzewiały nóż i pies Tygrys ^^

Ale mnie tu długo nie było! Możecie mnie już powiesić, zastrzelić - do wyboru do koloru. Ale jako winna mam prawo się obronić, więc... to wszystko przez komputer! Wyłącza mi się, nie mogę pisać, chodzić po internecie, a co za tym idzie prowadzić bloga. Teraz jest chyba w porządku, ale kto to tam wie...

Widziałam ostatnio dzieci. Ale nie to jest dziwne. Dzieci, a raczej jedno z nich trzymało w łapkach zardzewiały nóż... Jak się dowiedziałam znalazły go. Wcale nie podsłuchiwałam, nieeee. Ale do rzeczy. Dzieci (8 lat?) chodziły po osiedlu z niebezpiecznym narzędziem. A ja? Stałam i zastanawiałam się "upomnieć, nie upomnieć, upomnieć, nie upomnieć"... W efekcie wyszłam w tych dziecięcych oczkach na podejrzanego osobnika. No bo się na te dzieci gapiłam, powiem więcej: szłam za nimi... Ups. Tak więc zawstydzona poszłam sobie. Jaki ten świat jest straszny! Może przez zawstydzona Stasię, te dzieci... no nie wiem... Zrobiły sobie krzywdę? Albo spodobało im się bawienie nożem, zostaną bandytami atakującymi przechodniów?! Ech... pamiętajcie - upominajcie dzieci biegające z nożem. Chodż takie sytuacje chyba nie zdarzają się codziennie...

A teraz fragment mojego opowiadania. Zanudzę Was nim na śmierć, ale puki nie przyjdzie mi żaden inny pomysł do głowy jesteście skazani na Truposzkę ^^

3.
Na fiołkowym dywanie stoją trzy postacie, jedna próbuje przybrać surową minę, druga przygląda się z rozbawieniem tym daremnym poczynaniom, a trzecia nawet nie stara się ukryć zniecierpliwienia. Kołysze się to w jedną stronę to w drugą, marudzi, mruczy pod nosem niepochlebne komentarze, po czym znów zaczyna się kołysać. Truposzka patrzy z rezygnacją na brata. Dlaczego to ona została skazana na jego towarzystwo? Dlaczego?! To pytanie chodzi po jej głowie od najmłodszych lat, a dokładniej – od kiedy zaczęła myśleć. Ten ADHDowiec nie może odpowiadać komuś o trupim pokroju, a  zwłaszcza jeśli ma on niezachwianą pewność siebie, łobuzerskie spojrzenie i wiecznie szeroko otwarte oczy pełne szczerości i niezmąconej radości. Dla takiego ADHDowca wszystko jest śmieszne, wolne od jakichkolwiek zmartwień. A najgorsze jest to, że został uodporniony na bazyliszkowe spojrzenie Demontorzycy i trzeba wiecznie wymyślać nowe odstraszacze i zniechęcacze.  W dodatku buzia się takiemu nie zamyka, a zespawanie jej byłoby niehumanitarne. A szkoda…
Niekomfortową ciszę, która panuje w salonie, przerywa pan Jankowski z drugiego piętra i jego przyjaciel – wiertarka. Odgrywają swój codzienny koncert grając na nerwach żonie, gdy doliczy się kolejnej dziury w ścianie, sąsiadom i psu Tygrysowi, który chce w spokoju zjeść swoje ciasteczko. Truposzka mogłaby przysiąc, że dom szanownego sąsiada wygląda jak ogromne, otynkowane sitko.   Wreszcie hałas ustaje, a surowa mina mamy zmienia się w przebiegły uśmieszek. Rodzeństwo ma złe przeczucia. Jasiek z trybu kołysania przestawia się na obgryzanie paznokci, a Truposzka z rosnącym zainteresowaniem patrzy na rzecz trzymaną przez mamę. Jest to niezidentyfikowany obiekt owinięty suchą szmatką.
Mama w końcu odzywa się, a jej głos przesiąknięty jest dumą.
-Zawiodłam się na was. Byliście bardzo niegrzeczni.
 Czy ktokolwiek mówi jeszcze tak o czternastolatkach? Najwidoczniej, bo w ten, a  nie inny sposób wyraziła się ich rodzicielka. Truposzka nie pozmywała naczyń, a Jasiek zapomniał wyjść z psem, choć słowo „zapomniał” nie jest tu na miejscu. On nie chciał pamiętać. Mama patrzy z naganą na dzieci po czym odkrywa rzecz trzymaną w dłoniach. Jest to obrazek. Przedstawia wypisz wymaluj Truposzkę w sukience ślubnej i w białym welonie. Na jej twarzy maluje się wyraz całkowitej rezygnacji i chęć wyparowania z tej planety na zawsze. Truposzka z obrazu trzyma brudny wałek, z wdrapującymi się na niego robakami, a dookoła niej piętrzą się sterty na oko śmierdzących skarpet.
Uznanie dla umiejętności malarskich i dla spostrzegawczości mamy wzrasta w oczach Truposzki . Nikt nie potrafiłby tak uchwycić Trupiego, męczeńskiego wyrazu twarzy.
- Za karę masz to powiesić w swoim pokoju – rodzicielka zaczyna się śmiać, a truposza stwierdza, że jednak coś po tej swojej mamie ma.
Drugi obrazek przedstawia dwa pomieszczenia: toaletę i przedpokój. W toalecie przesiaduje ich pies Tygrys z czarno-białą gazetą w łapkach i z zadowoleniem na pyszczku, a  przed drzwiami toalety siedzi Jasiek, sądząc po jego wyrazie twarzy- z nagłą potrzebą.
 Truposzka na widok malunku zaczyna się śmiać, a gdy dowiaduje się, że ów obrazek ma znaleźć się w pokoju brata prawie się dusi z uciechy. Jasiek posyła siostrze nienawistne spojrzenie.
- A jeśli nie powieszę to co? – mówi podejrzewając jaka będzie odpowiedź.
- Z chęcią zrobię takich więcej i porozwieszam po całym domu.
Kto by się spodziewał, że tak niewinnie wyglądająca osoba jak ich mama, może tak perfidnie szantażować swoje jedyne dzieci. Gosia wzdycha i wędruje do swojego czarnego, ciemnego niczym grobowiec pokoju. Wizja śmierci nie jest dziewczynie straszna, bo jak nie patrzeć mieszka w czymś na wzór trumny. Czarne ściany, czarne łóżko… białe zasłony i białe meble (tanie, ale efektowne) pokryte starannymi, czarnymi obrazkami. Jeden z nich przypomina karykaturę braciszka uciekającego przed dwudziestoma, wściekłymi potworami. Inny za to przedstawia tańczące kościotrupy. Większość jednak to starannie narysowane, różnego rodzaju skrzypce. Truposzka pada na łóżko i zastanawia się gdzie mogłaby powiesić dzieło mamy.
Wtem do pokoju wchodzi coś czego na tym świecie nie powinno być, a mianowicie Jan w całej swej szkaradnej okazałości.
-Siostra, pożycz dwie dychy – szczerzy się ukazując białe, równiuteńkie zębiska.
- Nie, bo nie oddasz – Truposzka patrzy na niego spode łba, myśląc, jakby tu tego parszywca przegonić.
- Ej no weź… Tym razem jest mi to potrzebne. Jesteśmy rodzeństwem, a  rodzeństwo powinno się wspierać.
- Nie przyznaję się do ciebie – Dementorka udaje, że czyta mitologię Parandowskiego.
- Yyyy! – Jasiek teatralnie pokazuje zdziwienie i niedowierzenie – Ale, jak to!? Przecież ja tak ciebie kochaaaaam…
Truposzka unosi się upiornym śmiechem. Jej twarz przyjmuje kolor zupełnie dojrzałego pomidora, a brzuch trzęsie się jakby w śmiertelnych spazmach. Dziewczyna nie może wziąć oddechu. Krztusi się, robi się biała jak ściana, po czym znów zanosi się śmiechem.
- Jan wychodzi! – brat naburmuszony opuszcza pokój, choć zbytnio nie zdziwiła go reakcja tego potwora, który zwie się jego siostrą. 
. . .
Co za małe nieporadne stworzonko przemieszcza się tymi chodnikami? Takie rumiane jakieś, piegate, uśmiechnięte, z krzywymi siekaczami, z dużymi szarymi oczętami otoczonymi długimi czarnymi rzęsami, stworzonko z nadmiarem energii, z brakiem podzielnej uwagi, jeżeli coś może mieć brak, i… z chwilowym mętlikiem w głowie. Patrzy przed siebie, cudem omijając latarnie i szybko przemieszczające się obiekty chodzące. Ojej… nasze stworzonko wpadło na obładowaną zakupami kobietę. Ale nic się na szczęście nie stało. Przynajmniej się odmyślił - że tak powiem - ten nasz nieporadny ktoś. Wspina się na nowiutkie wybetonowane schody, otwiera drzwi wejściowe. Biegnie na drugie piętro, przypomina sobie numer znalezionego mieszkania. W końcu mrużąc  oczy, gestem niezdecydowania  naciska biały, wydrapany dzwonek.
. . .
Origami jest sztuką cierpliwości, skupienia, opanowania i spokoju. Myśli koncentrują się na palcach i trzymanym w dłoniach kawałku papieru, na niczym innym. Jeśli ktoś zadzwoni do drzwi w momencie gdy przylepiasz papierową kokardkę, do papierowej dziewczynki to masz prawo się zdenerwować. Zwłaszcza gdy wyrwany z transu, nieumyślnie przyczepisz kokardkę w miejsce najmniej do tego odpowiednie, substancją wysychającą w cztery sekundy. Wtedy kipiąc ze złości, zdenerwowany podchodzisz do drzwi, otwierasz je i mówisz:
 - A ty do kogo?
Jasiu patrzy podejrzliwie na zawarczykowaną, niepewnie uśmiechającą się dziewczynkę. Co u licha robi tu ta… osoba?
-Ja? Znaczy się… Czy tu mieszka Małgosia? Czy pomyliłam mieszkania? Często zdarza mi się mylić mieszkania… - ktoś przerywający ceremonię klejenia, nie może wyglądać tak niewinnie, oj nie.
- Małgosia? No… Tak, tak mieszka tutaj. A ty, to kto? Znaczy się kto do Gosieńki kochanej.
-Ja?
- Tak ty. – Jasiek patrzy zdziwiony na powód swej origamowej klęski.
-Ja to Helenka… znaczy Hela. W pełni Helena.
-To świetnie! Naprawdę się cieszę – chłopak uśmiecha się sarkastycznie- ale co cię tu Heleno – tutaj przesadnie podkreśla to urocze imię -kochana sprowadza, jeśli mogę wiedzieć.
-A Ty to kuzyn?
- Powiedzmy
-Acha… No ten.. Gosia to moja koleżanka z klasy i ja przyszłam do niej żeby… pożyczyć… ten, ekhm. Zeszyt z matmy! Właśnie, zeszyt z matmy. – Helenka patrzy zakłopotana na Jasia. Nie spodziewała się zastać u Gosi wysokiego, wygadanego blondyna, o wyćwiczonym, biało zębnym uśmiechu i wesołych oczkach. O nie, na pewno. Jednak Helenka, to Helenka. Szybko przezwycięża nieśmiałość i zaczyna swój monolog – wiesz. Gosia mówiła mi, że nie ma brata. Więc się zdziwiłam, że cię zobaczyłam, no bo… Gosia nie ma brata. W ogóle to ona uratowała mi palca. Jest naprawdę fajna! A czy zastałam ją w domu?
- Oj nie… niestety… Jakby ci to powiedzieć. Małgosi już nie ma… - Jasiu zastanawia się co miało znaczyć „Gosia nie ma brata”. Czy siostra aż tak się go wstydzi? Domyślał się, że przepisywanie się z każdej szkoły do której chodził było lekko podejrzane, ale to co robiła… przechodziło granice zdrowego rozsądku.
- Jak to: już jej nie ma?! Cco się stało?! – Hela przyjmuje minę smutnego kociaka po udarze mózgu. Czy Truposzka…
- W domu jej nie ma, oczywiście. A wiesz co? Przypominam sobie coś. Helenka. Gosia mi dużo o Tobie opowiadała – Jasiek przybiera jeden z najbardziej chytrych uśmieszków na jaki go stać . Oj, on już pokaże siostrzyczce kochanej co potrafi. Widać, że osóbka, którą ma przed sobą, nie jest materiałem na dobrą towarzyszkę Małgorzaty, więc… - mówiła, że jesteś taka wesoła ,że fajna z ciebie koleżanka i w ogóle. Normalnie miałem jej czasami dosyć jak tak o tobie ględziła. – Kłamstwo ma krótkie nogi, kłamstwo nie popłaca, ale czasem…
- Serio?!- Hela otwiera szeroko oczy. Gosia ją lubi? Ale jak to? Ta Gosia?! Czyli jednak opłacało się śledzić koleżankę pod same drzwi jej mieszkania. Spójrzmy prawdzie w oczy, Truposzka za Chiny nie podała by swojego adresu zamieszkania. A tutaj coś takiego!
- Oczywiście – Jasiu kładzie teatralnie rękę na sercu. – Nawet wiem gdzie teraz się znajduje.
- A gdzie?
- W kawiarence „music cafe” jak znam życie. To taka jej dziwna tradycja. Jak chcesz mogę cię tam zaprowadzić.
- A to daleko?
- Cztery przystanki stąd. Przy szpitalu. Mogę z Tobą iść. I tak nie mam nic do roboty – zemsta na siostrze należała zdecydowanie do jego ulubionych zajęć, zwłaszcza jeśli okazja by się zemścić przychodziła mu pod same drzwi mieszkania.
- Aaaa… No nie wiem… To byłoby dziwne.
-A tam, bzdury. Tak w ogóle na imię mi Jan.
-Ooo… jak słodziutko. Jaś i Małgosia – Hela kładzie swoje małe raczki na policzkach i patrzy wesoło na Jasia od Małgosi.
- Ej… Wcale, że nie.
- Ależ tak! – Dziewczynka wykonuje piruet – Chyba mogę się z Tobą przejść. Ale na pewno?

- Na pewno, na pewno - oj, zemsta będzie słodka!

No to tyle :) Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet (wszystkim kobietą oczywiście ^^)

3 komentarze:

  1. Jeeej! ^^ Ale Cię długo nie było! Fajnie, że w końcu coś napisałaś.
    Każdy popełnia błędy. Na przyszłość będziesz już wiedziała, że dzieci łażące po podwórku z nożem w ręce trzeba upomnieć :D Potem te dzieci mogą zamienić się w takich... wiesz. Takich dresiarzy szantażujących starsze panie... Ale kto mógłby nie zauważyć zgubienia noża?
    Opowiadanie świetne :D Jak widać mama Truposzki to urodzona malarka! I jaką ma fantazję! :D Nie dziwię się, że Gosia w końcu powiesiła ten piękny obrazek w swoim pokoju...
    Ja się boję co ten Jasiek zrobi Helence... Bo on jest w Twoim opowiadaniu takich czarnym charakterem... Ja się serio boję tego chłopaka!
    Również wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli chodzi o te Twoje 'odznaki' :D Przyszywki, które dostajemy na jakichś biwakach, zlotach, obozach, inauguracjach itd. przyszywamy na prawej kieszonce i trzymamy je przez 3 miesiące. Po 3 miesiącach odpruwamy i przyszywamy następne :D Jeśli chodzi o sprawności, to możemy sobie otworzyć kiedy tylko chcemy, zrobić kiedy tylko chcemy (znaczy zrobić zadania, które są na daną sprawność), kupić kiedy chcemy i przyszyć kiedy chcemy. Sprawności przyszywa się na lewym ramieniu, po 3 w rzędzie. Rzędów może być max. chyba 4. Sprawności zostają na naszych mundurach do końca :)

      Usuń
  2. Wiem, wiem, wiem- długo mnie tu nie było, nie skomentowałam, chociaż post jest od ośmiu dni. Napiszę tak, jak Ty na początku posta: możesz wybrać, czy chcesz mnie zastrzelić czy może powiesić:D
    No proszę, mama Truposzki i Jaśka pokazała niezły charakterek! Powiedz mi szczerze, wymyśliłaś taki sposób karania swoich pociech, czy może naprawdę kiedyś coś takiego widziałaś? Bo ja nigdy nie widziałam aż tak pomysłowych rodziców!
    Ach, no i pojawiła się nasza ukochana Helenka! Ciekawe, jaki numer wywinie jej Janek. Jak zwykle czekam na kolejną część, bo Twoje opowiadania zawsze poprawiają mi humor;)
    Pozdrawiam,
    Pola

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już przeczytałeś posta to migiem go skomentuj!
A jeśli już to zrobiłeś to z góry dziękuję! :)
Nie mam nic przeciwko spamom. Tylko muszą być to porządne spamiki, to jest komentarz plus reklama bloga.
Pozdrawiam Sia Siaa :-)