Taki post na szybko :)
Za trzy godziny będę stać przed szkołą, dzierżąc w dłoni uchwyt sfatygowanej walizki w groszki. Kiedy koło krawężnika zaparkuje autokar, kilkadziesiąt uczniaków rzuci się na niego, szukając "najlepszych" miejsc (w moim tłumaczeniu: tych na końcu!). Miejmy nadzieję, że kierowca nie uśnie i nie wpadniemy na drzewo.
A propos spania... Miałam ostatnio dziwaczny sen. Co prawda nie do końca go pamiętam, ale co udało mi się zatrzymać, zapisać i zakodować w mózgu, przelewam na posta. Wydaje mi się, że mój mózg pozlepiał różne rzeczy, które czytałam na pewnym blogu i o których sama musiałam trochę myśleć. Może domyślicie się, jaki był to blog i kogo ^^
Pamiętam jedynie od tego momentu:
Siedzieliśmy w naszym mieszkaniu. Po bloku włóczyli się bardzo nieprzyjemni ludzie, coś w rodzaju policji, urzędników, tyle że prawdopodobnie pochodzenia rosyjskiego. Baliśmy się. Wyłapywali Żydów i... chyba zamykali ich gdzieś... Kto tam ich wie, nie zostaliśmy poinformowani. Nie dość że wyłapywali Bogu winnych ludzi, to zbierali z każdego mieszkania pożyteczne rzeczy, na wojnę? Kto ich tam wie, nie zostaliśmy poinformowani.
Postanowiliśmy uratować małe żydowskie dzieci (ta szlachetność! :D), by nie dorwali ich podstępni Rosjanie. Wspięłam się na wyższe piętro, zabrałam dzieci i wprowadziłam do naszego mieszkania, trzeba było je ukryć. Niestety nie przewidziałam jednego - właśnie w tym momencie urzędnicy poszli sprawdzać nas i nasze mieszkanie. No tak, geniusz ja. Niechcący wpędziłam te dzieci w pułapkę! Spanikowana wepchnęłam je do toalety. Właśnie drzwi do naszego domu otwierała... wredna, czarownico podobna baba! Przepraszam za ostre wyrażenie, ale budziła w nas wstręt, niepokój i... wstręt i niepokój. Była taka ogromna, gruba, miała siwe włosy i ostre pazurska. Do tego lodowate oczyska, słowem, była przerażająca.
Paaaaniiiikaaa, przecież mamy w toalecie niepożądanych przez nich ludzi. Aaaaa!!! No, trzeba było jakoś ich uchronić, tylko jak? Gdy tylko wredny babsztyl wszedł, zasłoniłam dyskretnie drzwi własnym ciałem. Urzędniczka węszyła w moim pokoju, w salonie, kuchni. Kiedy chciała wejść do toalety, zaczęliśmy ją zachęcać "proszę, proszę", "ale tam i tak nic nie ma...", tak, że tylko uchyliła szparę od drzwi, a że było ciemno nie zobaczyła nikogo podejrzanego. To była taka taktyka.Uff... W końcu wyniuchała dezodorant (nie wnikam po co jej na wojnę dezodorant) i inne "pożyteczne" rzeczy, zabrała je i wyszła, dodam iż z uśmiechem na twarzy. Polubiła nas - gorzej być nie może, ale uratowaliśmy dzieci! Taaaak!
No i wtedy się obudziłam! :D
A oto moja lekcyjna "twórczość" :D
A taka sobie ponurzasta postać. Wokół głowy jej prototypów. |
Na pierwszej stronie zeszytu z biologii... xD |
![]() |
Ogromna głowa połykająca lód. Pewnie miałam ochotę na ten zimny przysmak - jak zawsze zresztą. Rysowane na zeszycie z kształcenia (słuchu) . Tam to prawie każda strona jej zarysunkowana. |
Na zeszycie z chemii albo fizyki. Po prawej Madzia, która siedzi przede mną, po lewej Anita, która siedzi w pierwszej ławce. A na górze zegar, krzywy i zdeformowany, ale zegar :) |
Na pierwszej stronie zeszytu z biologii, w lodówce zmodyfikowane jedzenie, dzisiaj w sklepach trudno o inne :D |
No to co? Do zobaczenia i trzymajcie kciuki - nie chcę wpaść w drzewo!