.navbar { display:none; }

wtorek, 12 lutego 2013

1. Opowiadanko "Koszmar"

To jest pierwsze opowiadanie na tym blogu. Napisała je moja siostra. Jest długie, ale moim zdaniem zabawne i przyjemne :-)




Koszmary. Ma je każdy z nas. Często po przebudzeniu zapominamy, co nam się śniło.  W czasie koszmaru chcemy się jak najszybciej obudzić, ale nie zawsze się nam to udaje i dochodzimy do najstraszniejszych części takiego snu. Tak samo jak pewien chłopiec o imieniu Marcin…
 –Dobranoc – mama mocno pocałowała syna w policzek
-Oj.. mamo! Jestem już duży!- odsunął się chłopiec
- Masz dopiero dziesięć lat! A dla mnie i tak zawsze będziesz malutkim synkiem.
- Dobranoc mamo.- Marcin wszedł po schodach na górę.
                Prawie od razu zasnął. Nie mówił nic, kiedy oglądał TV, ale wszyscy widzieli jak ukradkiem ziewał, więc został odesłany do łóżka. Oczywiście protestował, ale tylko chwilę, bo senność wzięła górę. I w końcu zasnął…
                Poruszał się wolno po szarej ulicy. W ręku trzymał smycz, a na końcu smyczy znajdował się mały kundelek. Dookoła było cicho i nie było widać żadnych ludzi.
-„Wszyscy się schowali czy co?”- myślał idąc cały czas przed siebie.
                Nagle w krzakach się coś poruszyło. Po chwili wyskoczył stamtąd … kot. Pies wyślizgnął się z szelek i jak poparzony pobiegł prosto do najbliższego domu.
                Dom był ogromny. Jak wszystko inne w okolicy był szary i ponury. Na górze świeciło się tylko jedno światło, ale zaraz zgasło. Wokół budynku rozpościerał się ogród…, jeśli można to nazwać ogrodem. Trawa była zgnita, drzewa uschnięte. Na ziemi leżały, pewnie od bardzo dawna, liście. Przestraszony chłopiec chciał uciekać, ale przypomniał sobie o psie. Wolnym krokiem zbliżył się do starych drzwi. Ostrożnie je otworzył i odruchowo cofnął się prawie się wywracając.
                Za drzwiami zauważył mały korytarzyk. Wzdłuż niego znajdowało się kilkanaście… drzwi. Na końcu korytarza były schody prowadzące pewnie na drugie piętro. Podszedł do pierwszych drzwi, lekko uchylonych. Otworzył je i wszedł do środka. Pomieszczenie było małe i jedyne co się w nim znajdowało to wielka… gąsienica.
- Dzień dobry papieżu- przywitała się ze zdziwionym chłopcem.
- Co? Papieżu?
- No… tak!
                Chłopiec spojrzał w okno. Widać było stąd dom sąsiada. Przed domem stał starszy człowiek z charakterystyczną białą czapeczką na głowie. Dokładnie taką jaką nosi papież.
- Wydaje mi się, że prawdziwy papież jest tam- Marcin wskazał okno.
- Naprawdę? Czyli mnie oszukiwałeś! Jak mogłeś kłamać, że jesteś papieżem! Gorzko tego pożałujesz! Nawet nie wiem jak mogli wybrać cię na papieża! Jesteś kłamcą i w dodatku niepełnoletnim! Wróćmy do rzeczy! Od rana nic nie jadłem! Chacha… cha..cha- gąsienica z ponurym śmiechem ruszyła ku wystraszonemu chłopcu.
-„Co tu się dzieje?!”- myślał nie wiedząc co zrobić.
W końcu jeszcze nigdy nie słyszał, aby kogoś goniła ogromna gąsienica! Szybko wybiegł z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Coś, pewnie gąsienica, mocno w nie waliło. Już nie dawał sobie rady, gdy zobaczył na ziemi, nie wiadomo skąd, pęk kluczy. Zaczął wkładać wszystkie po kolei do dziurki. Gdy znalazł odpowiedni, szybkim ruchem go przekręcił i oparł się zdyszany o ścianę.
Podszedł do kolejnych drzwi. Nie chciał tam wchodzić, ale musiał znaleźć swojego psa. Z wnętrza pokoju słychać było muzykę. Powoli otworzył drzwi i jeszcze wolniej wszedł do środka. Na środku stał dyrygent w dziurawym fraku i zakurzonych spodniach. Na głowie miał wielki cylinder. Poruszał batutą do nieistniejącej orkiestry. Instrumenty grały same od siebie! Nagle muzyka ucichła.
Dyrygent spojrzał podejrzliwie na chłopca. Podszedł do niego i zapytał:
- To ty masz grać na tubie prawda?
- Na czym?- Marcin nie wiedział co powiedzieć
- No… na tubie. Chyba, że tuba ma grać na tobie.
-Aaa.. na tubie. Tak, tak to chyba ja- przestraszył się Marcin.- Tylko nie za dobrze gram?
- Zobaczymy. Zagraj coś- podał mu wielki instrument.
                Wszystkie instrumenty( te które wcześniej grały) tak jakby spojrzały na chłopca. W tym również właściciel cylindra. Marcin nie wiedząc co zrobić zaczął grać. Ale grał tak źle, że nawet „członkowie” orkiestry chcieli się schować. Dyrygent spojrzał na niego srogo.
- Chcesz wiedzieć co robimy tu z takimi beztalenciami jak ty? To była hańba dla wszystkich muzyków!
                Podszedł do pianina i … otworzył go. Z jego środka wyleciała siekiera! Leciała w stronę  chłopca, który nie wiedząc co robić, zasłonił się po prostu rękami. Minęło kilka sekund, a siekiera jeszcze nie wylądowała mu na głowie. Marcin ostrożnie odsunął ręce i spojrzał przed siebie. To co zobaczył, zdziwiło go do tego stopnia, że prawie się wywrócił. Przed nim w powietrzu wisiała płacząca… siekiera. Tak! Ta sama zabójcza siekiera z pianina.
- Nikt mnie nie rozumie!- lamentowała- Nie chce tego robić! Od zawsze chciałam grać na pianinie! Ale nie mogę, bo wbijam się w klawisze.
- Współczuje ci- chłopiec pogłaskał siekierę po rączce.
- Co ty wyrabiasz!!!- wykrzyknął dyrygent- Zabij go!
- Ty mnie nie rozumiesz! A on wie, co czuje!- płakała
- To ja może już pój…- Marcin próbował się wymknąć
- Nigdzie nie idziesz! Zepsułeś ją! Tuba! Na niego!- wrzeszczał rozwścieczony dyrygent
                Tuba, którą jeszcze przed chwilą trzymał w rękach rzuciła się na niego. Próbował uciekać, ale drzwi do pokoju zniknęły. „No to po mnie”- myślał.  Wszystkie instrumenty go okrążyły, a tuba zakryła mu głowę i ramiona. Biedny chłopiec nie wiedział co robić. Zdjął ogromną tubę z głowy i otworzył klapę w podłodze (którą wcześniej zauważył).
                Spadał w dół i w dół, aż w końcu wylądował na twardej podłodze. „Gdzie ja jestem?”-zastanawiał się. Obejrzał pomieszczenie, w którym się znajdował. Było tu mnóstwo waty, dywaników i do tego różowe ściany. Sofa miała puchatą narzutę, a na niej siedział mały, pluszowy miś.
- Chcesz być moim przyjacielem?- zapytał patrząc na chłopca wielkimi oczami.
- Kim?- zapytał zaskoczony
-Wiedziałem! Nie lubisz mnie! Tak jak wszyscy. W ogóle nikt mnie nie chce!- płakał miś
-Ja nie… nie chciałem ci zrobić przykrości- próbował uspokoić pluszaka.
                Dopiero teraz zauważył, że misiek jest coraz większy. Pokuj zapełniała woda, wylewająca się z oczu misia strumieniami. Poziom wody coraz szybciej się podnosił.
- Oj… przestań płakać! Zaraz utoniemy!- krzyczał Marcin, ale to nic nie pomogło.
                Gdy woda dochodziła już prawie do sufitu, zauważył kratkę wentylacyjną. Zdjął ją i wszedł do małego otworu. „W co ja się wpakowałem!”. Przeciskał się wąskim przejściem. Nagle na końcu zobaczył…
- Fafik! Znalazłem cię!- przytulił mocno do siebie psa- Tylko jak my się stąd wydostaniemy!?
                Niewiadomo jak znaleźli się przy kominku. Nie zastanawiając się, chłopiec wziął Fafika na ręce i wszedł do komina. Zaczął się wspinać, aż w końcu znaleźli się na dachu.
- Ojejku… mam lęk wysokości!
                Dach był stromy i łatwo było się poślizgnąć i spaść. Pies przestraszony wyrwał się z rąk właściciela i zaczął spadać.
- Fafik! Nieee! Aaaaaaaaa!!!
- Wstawaj! Co się dzieje?!- mama szarpała chłopca- Czemu krzyczysz!
-Fafik! On tam został! Spadł mi! Nie wiedziałem co robić!
- Spokojnie! Kupisz sobie nowego psa.
- Co ty wygadujesz!- Marcin spojrzał na nią z przerażeniem
                Nagle jego mamie ( a może nie jego..) zaczęła rosnąć głowa. Zrobiła się czerwona i … pękła!
- Aaaaaaaa!!!-zaczął krzyczeć chłopiec
- Uspokój się! To tylko zły sen.- mama próbowała go uspokoić
- Ale ci wybuchła głowa, a Fafik spadł z dachu i jeszcze ta gąsienica…
- To był tylko sen. Spokojnie.- mama go przytuliła- Tak. Jesteś taaaki dorosły!
                Oboje zaczęli się śmiać.
 I to się nazywa koszmar.

1 komentarz:

Jeżeli już przeczytałeś posta to migiem go skomentuj!
A jeśli już to zrobiłeś to z góry dziękuję! :)
Nie mam nic przeciwko spamom. Tylko muszą być to porządne spamiki, to jest komentarz plus reklama bloga.
Pozdrawiam Sia Siaa :-)