.navbar { display:none; }

niedziela, 17 lutego 2013

2. Opowiadanko- "Dziwny dzień"

A to jest kolejna dziwaczna historyjka. Tym razem napisałam ją JA! :-D



Najdziwniejszy dzień życia. Niektórzy nazywają tak pechowe dni . Weźmy pana Staszka. Jego najdziwniejszym dniem był 10 marca kiedy to kupił dziewięć przeterminowanych serków. Czy coś takiego można nazwać dziwnym dniem? To ja pokaże wam co to jest dziwny dzień.
                Klasa szósta „a” jechała dziś na wycieczkę. Najbardziej cieszyła się z tego Monia i jej przyjaciółka Dżem (oczywiście to jest tylko ksywka). Monia jest blondynką ma długie włosy i ogromne zielone oczy, Dżem jest szatynką. Ma krótkie bardzo kręcone włosy i lekko skośne oczy. Ubierają się naprawdę podobnie.
Kiedy wszyscy wsiedli już do autokaru nauczycielka sprawdziła listę obecności. Wszystko się zgadzało więc po chwili pojazd sunął po ulicy jak odrzutowiec.
-Mam złe przeczucia. Ta nazwa Kiełko nie wróży nic dobrego. Może są tam wilki? I pożrą nas przy pierwszej okazji?!- Dżem jak zwykle panikowała.
-Nie martw się. To tylko nazwa.- Monia pocieszała przyjaciółkę.
                Wysiedli na skraju lasu. Dziewczyny jęczały bo nie chciały przechodzić takiego kawału drogi, a chłopcy robili bohaterskie miny.
-Mówiłam.- Dżem podniosła palec do góry.- pewnie wilków jest tu pełno.
                Przeszli piaszczystą drużką do lasu gdzie było pełno błota. Nauczycielka nawet nie zauważyła, że trzyma mapę do góry nogami  i dumnie prowadziła klasę w głąb lasu. Monia rozmawiała z Dominikiem zapominając o całym świecie. Dominik trzymał jej plecak i zgrywał bohatera. Biedna Dżem szła przerażona na końcu wzdrygając się gdy tylko zaszeleściły drzewa lub spadła spruchniała gałąź.
 Na jej nieszczęście niebo zaczęły pokrywać gęste chmury. Zbierało się na burzę. Włączyła latarkę i stanęła jak wryta. Zielone, błyszczące ślepia wpatrywały się w nią. Nie wytrzymała. Wystrzeliła jak z procy krzycząc jak najgłośniej. Zboczyła z trasy i biegła coraz dalej i dalej.
Nagle przed nogami przemknął jej lis. Sytuacja powtarza się. Znów biegnie, tylko tym razem szybciej. Oślepiło ją światło. Zamknęła oczy. Nieproporcjonalnie mały człowiek zaczął śpiewać balladę krasnoludków. Dżem nie wiedziała o co chodzi. Czyżby z tego strachu zwariowała? Przewróciła się o jakiś konar.
Pan w czarnym garniturze krzyknął „stop” i światło zgasło. Okazało się, że nakręcają tu film o królewnie Śnieżce, a Dżem przeszkodziła im w stu sześćdziesiątej scenie.
- Przepraszam- wymamrotała i pomknęła przed siebie.
                Musiała znaleźć grupę. Tylko jak? Niebo rozjaśniła błyskawica. Po sekundzie usłyszała przerażający, głośny huk. Serce zabiło jej szybciej.
- Tylko burzy mi tu brakowało ... Co mam robić?- płakała
- Zamknij drzwi, zbierz jabłka i nikomu nie otwieraj.
- Kto to?- dziewczynka nie wiedziała skąd wydobywa się głos
- Dobrze, nikomu nie otworze. Na honor Śnieżki!
                Ach… To tylko film. Lecz potraktowała tę scenę jako znak. Pomaszerowała w stronę jabłoni.
- Zaraz… Skąd w lesie jabłoń?- Dżem zastanowiła się chwile- Nie ważne …
                Szła przed siebie, co chwilę pocierając nos. Nagle zobaczyła krzywą chatkę. Postanowiła zapytać kogoś o pomoc . Kiedy zapukała, otworzyła jej pani w podartym, spiczastym kapeluszu i wielkim nosie.
- Am… przepraszam. Czy nie wie pani, gdzie jest pensjonat „obora wilka” ?
- Och tutaj- zaprosiła ją do środka.
                To co chwilę później zobaczyła, przeraziło ją ogromnie. W garnku siedziało troje dzieci, a jedno z nich mieszało siebie wielką, drewnianą łychą. Koło wielkiego pieca stały trzy miotły.
- Czy tu nakręca się film „Jaś i Małgosia”? – Dżem znudzonym wzrokiem ogarnęła chatkę
-Skądże… Gotuję obiad.
- Co?! Je pani dzieci!? – dziewczyna cofnęła się krok do tyłu
- Nie. Wyrabiają mi ser i uważają, że tak jest zabawnie… Witamy w pensjonacie „ Obora wujka”.
- Ja mówiłam „ Obora WILKA”.
- Ach. To nie tu.
- Do widzenia- oniemiała Dżem wycofała się z chaty.- Pomocy…- jęknęła
                Po chwili z dachu spadł kolorowy lizak i wpadł jej do buzi. Był tak słodki, że dziewczyna oszalała i zaczęła tańczyć jak baletnica. Przeskoczyła trzy krzaki i wpadła na plan filmowy, wywijając trzy piruety. Chociaż nie umiała wchodzić na drzewa, weszła na jedno z nich i śpiewała pogrzebową piosenkę.
                Kukułka usiadła jej na głowie i wrzuciła jej do torby jajko, po czym szybko odleciała. Dziewczyna nie przestawała śpiewać. Facet od kamery zaczął ją filmować mrucząc coś pod nosem. Żałobna piosenka przeistoczyła się w słowa „ kukułki”. Całą tę scenę dopełniła nauczycielka, która wyskoczyła z krzaków.
                Kierowca autokaru wszedł na drzewo i zdjął Dżem, która nie przestawała śpiewać. Dopiero kiedy niebo rozdarła błyskawica, ocknęła się i wypluła lizaka. Na szczęście nic się jej nie stało i po kilku minutowych przeprosinach, wybłagała wychowawczynię, by nie wysyłała jej do domu.
                I to się nazywa dziwny dzień.

2 komentarze:

  1. Świetne!!!
    Czy masz takich więcej? Chętnie bym poczytała ;) /J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuper! o! mam pytanko czy ty piszesz książkę? Jak nie to musisz zacząć! :-)

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już przeczytałeś posta to migiem go skomentuj!
A jeśli już to zrobiłeś to z góry dziękuję! :)
Nie mam nic przeciwko spamom. Tylko muszą być to porządne spamiki, to jest komentarz plus reklama bloga.
Pozdrawiam Sia Siaa :-)